Był słoneczny początek lipca.
Jechałem właśnie swoim nowiutkim samochodem po ulicah rodzinnego miasta,
Seattle. Mijając domy uśmiechnąłem się sam do siebie. Przypomniało mi się
dzieciństwo. To jak właziłem z kumplami na drzewa w cudzych ogródkach i to jak
graliśmy w kosza na ulicach. Teraz po prawie 3 latach nieobecności postanowiłem
odwiedzić rodziców. Dziś mija ich 25 rocznica ślubu. Nie odwiedzałem ich
od czasu kłótni podczas Wigilii. Zaparkowałem na niewielkim podwórku. Zgasiłem
silnik, na plecy zarzuciłem plecak z rzeczami na zmianę i wziąłem do rąk
prezenty dla rodziców. Dla mamy kupiłem jakieś kosmetyki, a dla ojca - alkohol.
Przy wyborze prezentów pomógł mi Steven. Jezu, jak on się cieszył, że go o to
poprosiłem! On zawsze jest taki wesoły i szczęśliwy, no ale co fajnego jest w
zakupach?
Dzierżąc torebki z upominkami dla
rodziny podszedłem do drzwi. Nacisnąłem dzwonek. Po chwili czekania ujrzałem za
drzwiami, zdziwioną twarz mojej mamy. Moja matka była niskiego wzrostu
blondynką, o wiecznie zmęczonej twarzy. Była dosyć krępa. Wręczyłem jej
prezent, na co uśmiechnęła się, a ja odwzajemniłem uśmiech.
- A co ty tu robisz?- Przyjechałem, na waszą rocznice.
Przytuliłem ją i wkroczyłem do wąskim
przedpokoju domu.
- Zawsze pamiętałem, a teraz mogę sobie pozwolić na kupowanie dla was
prezentów.
Mama skrzywiła się. Wiedziałem, że
jej oraz ojca stosunek do mojej pracy pozostawiał wiele do życzenia. Uważali,
że wszelkiego rodzaju artyści robią wszystko dla pieniędzy, że jest to czysta
komercja. Między innymi dlatego w naszym domu jedyne książki to encyklopedie,
zbiory przepisów (no i skąd mam brać chęć do nauki?!), płyty tylko Franka
Sinatry i nie było żadnego obrazu.
Wszedłem do salonu gdzie siedział mój
ojciec. To dzięki niemu nie wyzywali mnie od kurduplów. Tata, w przeciwieństwie
do mamy, był szczupły, a wręcz chudy. Jego poorana zmarszczkami twarz trochę
rozpromieniła się gdy mnie zobaczył. W jego oczach było widać również
zdziwienie.
- Synu.- Ojcze.
Podałem mu prezent. Ojciec uśmiechnął
się gdy zobaczył co jest w środku. Mama zawołała nas do stołu. Wyłożyła świeżo
upieczone ciasto, dzbanek soku, filiżanki z kawą. Usiedliśmy, a tata wyjął
alkohol z torebki i zaczął czytać etykietę.
- No, teraz jesteś pewnie specjalistą od przeróżnych trunków?
Westchnąłem. Zaczyna się.
- Wbrew pozorom nie piję, aż tak dużo jak mogłoby się wydawać. Chłopaki,
owszem czasem przesadzają, ale ja staram się wiedzieć gdzie jest umiar.
Ostatnio bardzo ciężko pracujemy i nie mamy czasu na imprezo...- Ty to nazywasz pracą?!
- Oczywiście.
- Eh, synu, przecież ty nawet porządnie na tym nie zarabiasz.
- Nie do końca. Niedawno wydaliśmy pierwszy album i dalej nagrywamy.
- No, a znalazłeś sobie jakąś dziewczynę? - do dyskusji włączyła się mama
- Heh, w moim środowisku raczej nie ma potencjalnych kandydatek na żonę.
- Gdybyś poszedł na studia znalazłbyś sobie kobietę! - oho, zaczyna się bulwers ojca - Nicole poznała Billa na studiach, i co? Są porządnym i zgodnym małżeństwem, ze zdrowym dzieckiem!
- I drugim w drodze. - dodała uradowana mama dolewając nam kawy
- Ooo, super. Kiedy poród?
- Jakoś we wrześniu.
Uśmiechnąłem się z grzeczności. Nie
cieszyłem się z wizji ponownego odwiedzania rodziny tego samego roku. Po
krótkiej chwili milczenia matka odezwał się.
- Robimy dziś grilla, mam nadzieje, że wiesz z jakiej okazji.- Yhm. Kto przyjdzie?
- Kilkoro najbliższych sąsiadów. A tak a propos twojej przyszłej dziewczyny...
- Mamo, przestań! Sam sobie kogoś znajdę.
- Na pewno polubisz Victorię! - wykrzyknęła z lekkim oburzeniem w głosie.
- Kim jest Victoria?
- To córka naszych sąsiadów, państwa Mush.
- To oni mają córkę? - zmarszczyłem brwi próbując coś sobie przypomnieć.
- Nawet trzy. Ale Vic jest najmłodsza.
- Aha, to świetnie.
- Zobaczysz polubisz ją. To naprawdę świetna dziewczyna.
- Ile ma lat?
- W tym roku skończyła medycynę.
- Dalej mi to niczego o niej nie mówi.
-Ehh, zaciekawiła cię, co? Jest bardzo ładna, miła, utalentowana i grzeczna. A teraz idź na górę do swojego pokoju się przebrać, a o 17.00 przyjdź do ogrodu na grilla, ok?
-Ok.
- Tylko uczesz się normalnie! - wykrzyknął jeszcze ojciec. Jemu zawsze nie pasuje moja fryzura. Ciekawe co pomyślałby o Slash'u?
- Przecież jestem uczesany. - dotknąłem swoich włosów, lekko urażony
- Ty to nazywasz uczesanymi włosami?! Wszędzie odstają ci kudły. Zrób coś, żebyś wyglądać jak biały człowiek!
Aaa, no tak. Legendarne porównanie
mojego ojca do "białych ludzi". "Będę jadł ziemniaki na obiad,
jak biały człowiek"!, "Będziemy słuchać Franka Sinatry jak biali
ludzie"!, i tak dalej, i tak dalej.
Skierowałem się po schodach do mojego
pokoju. Po wejściu stwierdziłem, że nic się nie zmieniło. Stare zagracone
biurko, jednoosobowe łóżko, stolik i mały telewizor. Przysiadłem na skraju
łóżka. Jako dzieciak spędzałem w swoim pokoju mało czasu, czasem nawet rzadko
tu sypiałem. Włóczyłem się ulicami po nocach. Rodzice nic jednak nic z tym nie
robili i tylko wzdychali, gdy po raz kolejny odbierali mnie z policyjnego
komisariatu. Wszystko zmieniło się podczas jednych wakacji. Na calutkie dwa
miesiące rodzice posłali mnie do dziadków mieszkających w Los Angeles. To było
coś cudownego! W krótkim czasie poznałem chłopaków - Slasha i Izzy'ego. Oni
wkręcili mnie do reszty ekipy. Jak każdy z nich miałem na koncie kilka
grzeszków. Wtedy też po raz pierwszy paliłem zioło. Jednak wakacje nie trwają
wiecznie. Po powrocie do domu skończyłem szkołę i zwiałem, autostopem do LA.
Tam założyliśmy z chłopakami zespół. Guns'N'Roses. Fajnie, co nie? Wynajęliśmy
wspólnie dom, a później go wykupiliśmy. Wszystko układa się dobrze.
Chwyciłem za telefon i zadzwoniłem do
Slash'a. Po kilku sygnałach odebrał.
- Ja pierdole, stary, po jaką cholera ja tu przyjeżdżałem?- Mówiłem, że będziesz żałował?
- No, niby, ale..
- Ale co?
-Nic.
-No właśnie. Naucz się słuchać innych.
- Tak, jasne. Matka znowu chce mnie wyswatać...- jęknąłem
- No, to masz przejebane. Ha ha. - tak faktycznie, bardzo śmieszne...
- Stwierdziła, że jest ładna. Ale wiesz jaki gust mają nasze matki. Jak myślisz, ma racje?
- Powiedziała ładna czy bardzo ładna?
- Bardzo ładna.
- Hm mm. Możesz liczyć, że ma dwoje uszu, ale niczego nie obiecuję.
- Ha ha. Czemu mamy takie zjebane stosunki z rodziną?
- Oni są z innej epoki. Przynajmniej moi i twoi. Starzy Axl'a uwielbiają każdą laskę jaką im przedstawia, rodzice Izzy’iego cieszą się, że on w ogóle zarabia na życie, a ojciec Stevena zafundował mu jego pierwszy tatuaż! Wiesz dam ci dobrą rade.
- No niby jaką?
- Wyjedź stamtąd jutro. Powiedz, że masz dużo roboty, a potem spierdalaj. Nie musisz tam spędzać dużo czasu. Ja swoich starych nie odwiedziłem od czasu, kiedy matka powiedziała mojej ówczesnej dziewczynie co lubiłem robić z groszkiem.
- Masz racje. Dzięki.
- Ja zawsze mam racje.
- Tsa, na razie.
- Nara.
Rozłączyłem się i rzuciłem telefon na
łóżko, obok siebie. Wstałem i wyjąłem z plecaka podarte jeansy, założyłem
trampki i zszedłem na dół, żeby pomóc ojcu ustawiać stół i krzesła w ogrodzie.
Nie zamierzałem robić czegoś z włosami, mi one nie przeszkadzały.
Kiedy już zlazłem okazało się, że
przyjechała moja siostra – Kate – razem z mężem i dzieciakiem. Kate była
niewysoką, blondynką. Zazwyczaj jest szczupła, ale teraz przez ciąże wygląda
jak balon. Po porodzie mojego chrzestniaka wróciła jakoś do dawnej figury, ale
teraz wątpię, czy jej się to uda. Pod względem charakteru całkowicie się
różnimy. Ona jest przyjacielska i milutka, od zawsze mała Kate umilała swoim
śpiewem lub grą na pianinie. Kiedy dorosła poszła na studia, gdzie poznała
Billa, jej obecnego męża. Ten facet jest taki sam jak ona. Idealny syn, którym
miałem być ja. Podejrzewam, że gdyby siostra za niego nie wyszła, rodzice
chętni by go adoptowali.
Przywitałem się z nimi.
- Cześć, mały.- Cesć, wujku!
Nie lubię dzieci, a zwłaszcza tych
małych. One tylko płaczą i srają, tak w kółko. Jedyne dziecko, które lubię to
właśnie mój siostrzeniec – Matt. Zauważyłem jednak, że Kate stara się ode mnie
go trochę izolować. Ha! Pewnie boi się, że będę miał na niego „zły wpływ”.
Kiedy już wszystko było ustawione i porozkładane,
sąsiedzi zaczęli się schodzić. Nalałem sobie do kubka soku, bo niczego innego
nie było, a potem usiadłem na jednym z krzeseł. Kurwa, jak tu jest nudno!
Matka musiała zobaczyć, że bezczynnie
siedzę, więc podeszła do mnie, dając dwa hot dogi.
- Masz, zanieś jednego dla Victorii.Wstałem i rozejrzałem się po ogrodzie. Nie widziałem żadnej młodej dziewczyny. Rodzicielka widząc moje zdezorientowanie, wzdychając odwróciła mnie do stołu z napojami.