wtorek, 28 maja 2013

One shot. "Płótno"

Cześć, robaczki.
Przez długi weekend na pewno nic nie dodam, więc postanowiłam Wam wrzucić One Shot'a.
Mam nadzieję, że się spodoba. ;3
/Vampire
____________________________________________________________________________________


Powoli osunął się na krzesło, aby przyglądać się swojemu dziełu. Robił to codziennie, nie mógł się nacieszyć tym widokiem. Z każdym dniem na „płótnie” pojawiało się coś nowego. Jakaś plama. Fascynowało go to, że mógł rozmawiać ze swoim „obrazem”.
- Co u ciebie, słodziutka? – spytał lekko ochrypłym głosem, odpalając kolejną tego dnia fajkę
- Wspaniale,  a co u ciebie? – odparło ostatkiem sił dzieło
- Jakoś się trzymam.
Wstał i zgasił papierosa, przypalając kawałek obrazu, tworząc coś nowego. Płótno syknęło z bólu i rozpaczy.
- Jednak nie podoba mi się jedna rzecz. – odparł „artysta”
- Co Ci się nie podoba? – płótno cicho szepnęło
- Mój „obraz”. – odparł, patrząc na to co tak bardzo mu się nie podobało.
Spojrzał w górę. Widział strach i przerażenie. Tylko to mu się w tym wszystkim podobało. Lubił to widzieć u innych.
- Nie… Nie możesz. Nie możesz wyrzucić czegoś, co stworzyłeś. – wyszeptało przerażone
- Oczywiście, że Cię nie wyrzucę, skarbie. – podszedł do płótna i czułe je pogłaskał – Wolę Cię zniszczyć. – szepcząc to wbił nóż w środek „obrazu” i przejechał nim jeszcze trochę.
Odszedł i patrzył. Kiedy „niechciane dzieło” ostygło, zapakował je do czarnej, plastikowej torby i wyniósł do parku. Wracając do domu myślał skąd wziąć coś nowego do rysowania. Nagle coś przykuło jego uwagę. Stanął i przyglądał się witrynie sklepowej. Tak. Oto mu chodziło. Jest idealne.
Zadowolony przekroczył próg domu. Wszedł do salonu i rozsiadł się na kanapie.
- Skończyłeś? – spytał jeden z obecnych mężczyzn w salonie
- Jeszcze nie. – odpowiedział lekko zawiedziony, popijając Danielsa. –Zaczynam od nowa.
- Co?! Żartujesz sobie? – blondyn uniósł się i zaczął chodzić po pokoju. – Axl, to już trzecia dziewczyna. Myślisz, że nikt niczego nie zauważy? Nagle znika kilka dziewczyn, a potem wszystkie giną. TO się robi chore!
- Od kiedy kaleczenie ludzi jest normalne, Duff? – spytał mulat
Ten tylko pokręcił głową i wyszedł z pomieszczenia, szturchając wchodzącego Stradlina.
- Kurwa.. – mruknął dosiadając się do mężczyzn
- Co jest? – rzucił Rudy, choć doskonale wiedział o co chodzi
- Nie mogę się do niej dodzwonić, ani z nią spotkać. Unika mnie od kilku tygodni. – odpowiedział
- Daj sobie z nią spokój. Ona nie jest ciebie warta.
- Muszę z nią pogadać. – czarnowłosy wstał z kanapy – Wiedzie gdzie może być?
Hudson wzruszył ramionami, a Axl uśmiechnął się.
- Sprawdź w parku. Dzisiaj ją tam odprowadzałem. – zaśmiał się diabolicznie
 - Co widziałeś ja? – ożywił się Izzy – Czemu nic nie mówiłeś!?
- Miło spędzaliśmy kilka ostatnich tygodni. – Axl pozostał niewzruszony
Izzy zamarł. Jego dziewczyna była płótnem, płótnem Axla. Ona już nie żyje. On ją zabił.
- Stary, znajdziesz sobie kogoś. – poklepał kumpla po plecach i poszedł do swojego pokoju.
Axl był chory, nawet bardzo chory. Jego umysł był doszczętnie zniszczony. Wszystko to przez jedną kobietę.

sobota, 25 maja 2013

Rozdział 4


Na początku chciałabym podziękować za prawie 300 wejść na mojego bloga i za wszystkie komentarze, motywujące mnie do dalszego pisania. Wiem, że rozdziały są krótkie i mało się dzieje, ale obiecuję, że nadrobię akcję w kolejnych odcinkach.
Ps. Jakoś tak zrobiło mi się gorąco, jak wyobraziłam sobie nagiego Duffa pod prysznicem. ;3
/Vampire
____________________________________________________________________________________

To już zbiło mnie i z tropu, a nawet troszeczkę przeraziło.
Victoria była jak człowiek przyzwyczajony do kurczaka, kiedy nagle kurczak dostał skrzydeł i odleciał, ów człowiek stał się odtąd wegetarianinem, a teraz zastanawia się czy nie spróbować wołowiny.
- Kiedy zaczęliście się spotykać? - spytałem, patrząc się przed siebie.
- Ja miałam czternaście, a on prawie siedemnaście. Imponował mi swoją dorosłością. Nie lubiłam chłopców w swoim wieku, byli strasznie dziecinni i niedojrzali. Chociaż sam lubił pić i imprezować, mi nigdy alkoholu nie proponował. Nie zdradzał mnie, nie bił, szanował mnie i dobrze traktował. Dobrze nam było razem.
- Więc czemu się rozstaliście? - spytałem przyciszonym głosem
Dziewczyna spojrzała w dół. Czułem, że to wciąż trudny dla niej temat.
- Ni z tego, ni z owego, stwierdził, że chce zrobić karierę. - powiedziała - Sprawy między nami zrobiły się poważne. Postawił mi ultimatum. Albo rzucam swoje plany i wyjadę z nim, albo mnie rzuci. Nie mogłam pozwolić, by dalej mnie zwodził.
Vicky spojrzała na mnie. Zaciskała wargi, a w oczach miała łzy (albo błyszczał w nich księżyc). Byłem nieprzydatny w takich sytuacjach, a na dodatek nie znałem Victorii na tyle dobrze, żeby powiedzieć to co naprawdę myślałem.
Zawiał zimniejszy wiatr. Zobaczyłem gęsią skórkę na ramionach dziewczyny.
- Zimno ci? - spytałem
- Trochę.
-To...może już wrócimy? - zaproponowałem - Chętnie bym jeszcze z tobą posiedział, ale nie chce żebyś się przeze mnie przeziębiła.
Victoria tylko się uśmiechnęła.
- Od jednego zimnego powiewu się nie rozchoruję.
- Wolę nie ryzykować. - wyszczerzyłem zęby w uśmiechu a'la Adler.
Brunetka zachichotała. Wstałem i wyciągnąłem do niej rękę, aby pomóc jej wstać.
Ruszyliśmy wolnym krokiem w stronę dróżki.
- Jak jest w Los Angeles? - spytała po chwili
- Wiesz, dla mnie to jest raj. - uśmiechnąłem się na samą myśl o imprezach, panienkach i kumplach z zespołu. - Nie wyobrażam sobie mieszkania gdzie indziej. W LA dużo się dzieje i jest w czym wybierać.
- spojrzałem na Victorię - Jak będziesz to zapraszam do siebie. - mrugnąłem
Dziewczyna zachichotała, lecz zaraz z powrotem spoważniała.
- Boję się metropolii, ale jeśli będę miała Ciebie za przewodnika to może zaryzykuję. - odparła
Patrzyłem na nią tak długo dopóki ona nie spojrzała na mnie. Wtedy odwróciłem wzrok.
- Kiedy wracasz do San Diego? - spytałem
- Jakoś pod koniec tygodnia, czekam na powrót siostry i szwagra. A ty? Kiedy wracasz?
- Jutro rano wyjeżdżam.
Z trudem wyregulowałem poziom smutku w głosie. Teraz siedzenie w Seattle miało sens. Victoria była warta spędzenia kilku dni bez chłopaków, krzywda im się nie stanie jak trochę mnie nie będzie. Zresztą nie jestem pewien, czy każdy z nich wie o moim wyjeździe.
- Och - wyrwało się jej - tak szybko? Myślałam...
Urwała, spuszczając głowę w dół. Czekałem na jakieś słowa, które rozpalą we mnie nadzieję, więc wpatrywałem się w dziewczynę nic nie mówiąc.
Vicky w dalszym ciągu nic nie mówiła.
- Zostałbym dłużej, ale ty musisz opiekować się dziećmi siostry. - zauważyłem
Victoria przystanęła, patrząc na mnie z niepewną miną.
- Mogę je zabrać na plac zabaw. One zajmą się sobą, a my moglibyśmy ze sobą pogadać.
Zagryzłem policzki od środka, żeby nie uśmiechać się jak Popcorn po nowej dostawie trawki. Jednak nie szło mi to najlepiej.
- W takim razie, zostanę jeszcze kilka dni. - odparłem
Albo mi się przywidziało, albo Vicky ulżyło. Bałem się myśleć, że cieszy się z powodu spotkania ze mną czy w ogóle kimś innym niż dzieci jej siostry.
Podjęliśmy marsz do domu. Rozmawialiśmy, aż do dojścia do głównej ulicy. Wtedy znów przystanąłem i spojrzałem na Victorię.
- Daleko mieszkasz? - spytałem
- Ulicę dalej.
Zagryzłem dolną wargę.
- Może cię odprowadzić? - zaproponowałem - Seattle po zmroku nie jest bezpieczną mieściną.
Victoria uśmiechnęła się. To był jeden z jej najśliczniejszych uśmiechów, połączony ze specjalnymi znakami na twarzy.
- Dzięki za troskę, ale mam samochód. - powiedziała zerkając na szarego Seata, stojącego kilka stóp od nas.
- Uhm.. No, to.. dobranoc. - pożegnałem
Victoria odmachała mi i oddaliła się do wozu, a ja do domu. Skupiłem całą uwagę na tym, żeby się nie odwrócić. To zawsze miało fatalne skutki. Gdyby Vic nie odwróciła się w tym samym momencie co ja, pewnie uznałbym, że nie jest mną zainteresowana. Gdybym jednak zauważył, że na mnie patrzy ubzdurałbym sobie nie wiadomo co, a potem by to bolało.
Wchodząc na werandę, dalej nie słyszałem dźwięku silnika samochodu Victorii. Zamknąłem oczy i stanąłem naprzeciwko drzwi. Wewnątrz mnie walczyły dwa chochliki, oba chciały mnie skrzywdzić.
Czym prędzej wszedłem do domu. Rodzice siedzieli w salonie, oglądając jakiś western.
- Gdzie byłeś? - spytała ojciec
- Na spacerze.
Już ruszyłem w stronę schodów, gdy zatrzymał mnie głos mamy.
- Byłeś z Victorią Mush?
- Mamo... - jęknąłem i szybko przeskakiwałem stopnie
Gdybym powiedział prawdę, od razu zaczęłaby myśleć nie wiadomo co. Potem powiedziałaby swoim koleżankom, a te puściłyby plotki bez pokrycia. W naszym mieście szybko by się rozeszło, więc do mnie i Vicky też, by dodarło. Nie chce żeby dziewczyna miała potem do mnie żal. Ehh, tutaj trzeba ze wszystkim uważać.
Zawsze uważałem się za kolesia, który lubi dziewczyny głównie ze względu na przyjemność. Tak też traktują je chłopaki z zespołu. Nie jesteśmy jakimiś zatwardziałymi dupkami, ale nie wiążemy się z kimś na dłużej.
Jedynie Axl miał jakąś poważniejszą dziewczynę, ale o tym będzie później. W liczbie lasek od powstania zespołu wygrywa, o dziwo, Steven. Duże powodzenie ma naturalnie Axl. Slash i ja potrafimy być stali w uczuciach, więc ja nie mam najgorzej. A co z Izzym? Zawsze ciekawiło mnie jego życie osobiste. Lubię go za fajny charakter. Z nas wszystkich chyba najlepiej traktuje dziewczyny, jednak nigdy nie widziałem go dwa razy z tą samą.
Nie mam szczęścia do kobiet do dłuższego związku, cholera. Chłopaki zarzucają mi, że to z powodu mojego myślenia. Zamiast działać, tylko myślę. A zanim zdecyduję na jakiś krok, jakiś koleś zgarnia mi z przed nosa laskę. Na dzisiejszym grillu nie miałem żadnej konkurencji. Ale co będzie jak stąd wyjadę? Przecież kiedyś muszę wrócić do Los Angeles, a Victoria do San Diego?
Chyba, że zrobię coś czym zaistnieje w oczach Vicky, na tyle, by to ona nie chciała mnie zostawiać? Tylko co ja zdołam wymyślić z moim marnym mózgiem?
Początkowo zastanawiałem się nad zadzwonieniem do chłopaków, ale szybko odrzuciłem ten pomysł. Żaden z nich nie umawiałby się z dziewczyną taką jak Victoria, więc nic by mi nie poradzili, co mogłoby mi pomóc.
Rozebrałem się i wskoczyłem pod prysznic. Chłodny strumień wody orzeźwiająco na mnie wpłynął. Myjąc swoje ciało dalej myślałem o Victorii i o tym co mogę jutro zrobić. Jeszcze żadna nie działa na mnie tak jak Victoria. Jest seksowna, ale nie w ten sposób, że chcę ją zaliczyć i tyle. Nie. Chciałbym ją mieć całą, tylko dla siebie. Móc ją kochać, ale też, żeby ona kochała mnie.
Wyszedłem z pod prysznica, wysuszyłem włosy, a na tyłek naciągnąłem czyste, szare bokserki.
Wraz z moimi przemyśleniami położyłem się spać.

sobota, 18 maja 2013

Rozdział 3


Spojrzałem na nią i utkwiłem wzrokiem w jej pięknych, dużych oczach.
- Więc chcesz się ze mną jeszcze spotkać? - zapytałem
Brunetka uśmiechnęła się i dalej patrzyła mi w oczy.
- Nie mam nic przeciwko. - oparła
Powoli podszedłem do dziewczyny. Pochyliłem się nad nią i spytałem z lekkim rozbawieniem.
- Ale nie robisz tego tylko po to, żeby mnie posłuchać, prawda?
Victoria pokręciła przecząco głową.

~*~

Świetnie rozmawiało mi się z Victorią, dobrze się dogadywaliśmy. Chodziliśmy po plaży dobre dwie godziny, a Słońce zaszło. Noc była ciepła, a lekki wiaterek sprawiał, że nie było duszno. Chwilę staliśmy w miejscu patrząc na morze, a potem zaczęliśmy zmierzać w stronę prowadzącej do domu, jednak było to bardziej podświadome działanie niż na prośbę, którejś ze stron.
Dowiedziałem się, że Vic pracuje w szpitalu w San Diego, jako pielęgniarka i tam mieszka. Do mojej rodzinnej mieściny przyjechała, aby pomóc swojej starszej siostrze w opiece nad dziećmi, bo ta leży na porodówce. Oprócz siostry ma jeszcze młodszego o rok brata i kolejną siostrę, która pracuje w Europie jako ambasadorka.
W czasie rozmowy zacząłem zauważać różnice między mną a Victorią. Głównie różniliśmy się urodą. No i płcią, oczywiście. Z każdą minutą była dla mnie coraz piękniejsza. Jednak charaktery mieliśmy dosyć podobne. Okay, Victoria była jeszcze bardzo mądra, ładna, nie lubiła imprezować na umór i kochała dzieci. Oprócz tego tak samo jak ja miała problemy z rodzicami, niby była wzorową córką i uczennicą, ale zawsze pojawiały się jakieś małe konflikty. Vicky trzymała się z boku, miała grupkę oddanych przyjaciół i znajomych. Lubiła się czasem dobrze zabawić na imprezie, ale zawsze starała się trzeźwo myśleć i nie popełnić jakiegoś głupstwa. Ze mną było nieco inaczej. Jako wschodząca gwiazda lubiłem imprezować i raczej nie grzałem tyłów.
Sam nie wiem kiedy zacząłem opowiadać dziewczynie o zespole i swoim życiu. Oczywiście oszczędzałem jej rzeczy, których wolę żeby nie wiedziała. Co mogła by sobie pomyśleć o mnie jeśli jej powiem, że mój kumpel z zespołu, np. Slash uwielbia pić i wyrywać panienki? Miałaby o mnie podobne zdanie, a to nie jest dobry początek znajomości.
Victoria była świetną słuchaczką, a zwykle mało kto mnie słucha. Wiedziała kiedy przytaknąć, a kiedy lekko się zaśmiać i o coś zapytać.
Powoli schodziliśmy na tematy osobiste.
- Mieszkasz sama w San Diego?
Przytaknęła, skinięciem głowy.
- I narazie nie zanosi się na zmianę. - dopowiedziała
- Dlaczego? - spytałem, siadając na piasku. Vicky poszła w moje ślady.
Brunetka poprawiła włosy i wyciągnęła przed siebie nogi. Z trudem oderwałem od nich wzrok.
- Po zerwaniu z moim chłopakiem, odechciało mi się szukać faceta na siłę. Czekam, aż życie samo mi kogoś podrzuci.
- Dawno zerwaliście? - mój głos był cichy, jakbym bał się, że głośniejszym tonem odgonię towarzyszkę.
Spojrzała na mnie z gorzkim uśmiechem.
- Uznasz mnie za wariatkę, bo tak długo nikogo nie miałam. - mruknęła
- Przestań. Ja też dawno nie miałem dziewczyny. Nie krępuj się.
Spojrzała na mnie i głośno wypuściła powietrze z płuc.
- Prawie trzy lata.
- Nie tak źle. Myślałem, że jakieś dziesięć lat albo i więcej... Ej!
Dziewczyna lekko szturchnęła mnie w ramię.
- A ty? Ile jesteś sam?
- Pół roku. - odpowiedziałem - Dziewczyna rzuciła mnie zaraz przed wydaniem płyty, byliśmy ze sobą dwa tygodnie.
Victoria chrząknęła.
- To był twój najdłuższy związek? - chciała wiedzieć
- Nie najdłuższy trwał... - podrapałem się po głowie chcąc sobie coś przypomnieć - Trzy miesiące. Nie mam szczęścia do kobiet, moje związki szybko się kończą. - zamarłem i spojrzałem na Vic - Czekaj, a twój najdłuższy związek ile trw...
- Osiem lat. - wypaliła, nie dając mi skończyć zdania.- Mój były był moim jednym.


niedziela, 12 maja 2013

Rozdział 2


Przez kolejne 20 minut kręciłem się w te i we wte, udając, że świetnie się bawię, o co tutaj trudno bez alkoholu. Fakt, dzięki Victorii było mi weselej, ale teraz jej tu nie ma. Nie miałem nadziei na zbyt wiele. Takie dziewczyny jak ona nie zadają się z kolesiami takimi jak ja. Victoria chciała pewnie spędzić wieczór inaczej niż dotychczas. Jeśli się postaram to może się zakumplujemy, a na więcej liczyć nie będę mógł. Choć nie powiem, Victoria bardzo mi się podoba, a skoro nie spławiła mnie od razu...
Idąc dróżką prowadzącą na plaże myślałem nad tekstem do wykonania. Nie mogło to być coś o miłości, ani nic wulgarnego. No i musiało wpadać w ucho.
Z gotowym pomysłem usiadłem na głazie, na miejscu. Chwilę potem pojawiła się Victoria. Zachodzące słońce sprawiało, że jej skóra iskrzyła się w magiczny sposób. Wstałem i zaczęliśmy spacerować.
- Doczekam się? - spytała po chwili.
- Jasne, jasne... To fragment piosenki z naszego ostatniego albumu...
- A ile już wydaliście?
- Jeden. - odparłem, lekko zawstydzony.
- Okay, heh. - cicho zachichotała. To było urocze. - Czekam.
Wziąłem głęboki wdech i zacząłem.

- Take me down
To the Paradise City
Where the grass is green
And the girls are pretty
Take me home (Oh, won't you please take me home)

Just a' urchin livin' under the street
c'mon
I'm a hard case that's tough to beat
I'm your charity case
So buy me somethin' to eat
I'll pay you at another time
Take it to the end of the line


Mimo, że nie jestem najlepszym wokalistą, to szybko się wczułem. Przymykałem oczy i trochę gestykulowałem rękami, ale to i tak nic przy tym co Axl wyprawia na scenie.
Skończywszy spojrzałem na Victorię.
- Jaki jest tytuł tej piosenki? - spytała
- Paradise City. Podoba ci się?
- Tak... to znaczy... Ehh. "Jestem obiektem twej dobroczynności, więc kup mi coś do jedzenia." - zacytowała - No, wiesz trafiają do mnie takie rzeczy. Lubię pomagać ludziom. - Zaklaskałem sobie w duchu - Wiesz, skończyłam studia medyczne.
- Wow, jesteś lekarką, czy jak?
- Pielęgniarką. - Poprawiła mnie - I po trochu psychologiem dziecięcym, prawie pediatra, jednak bardziej pielęgniarka niż psycholog.
- To jest dopiero robienie czegoś dla innych. My tylko powiedzieliśmy to w jednym wersie tekstu piosenki.
- Ale artyści mają większy rozgłos. Traficie do większej liczby osób niż ja.
- Artyści... - Nie wiem czy gromadę ćpunów i alkoholików można nazwać artystami, ale przecież Vic jeszcze nie wiem o mnie praktycznie niczego.
Po chwili dziewczyna znów się odezwała.
- Macie jakieś ostrzejsze kawałki? Rockmani posługują się troszkę innym językiem, prawda?
Zaśmiałem się krótko i zarumieniłem, spuszczając głowę w dół. Poczułem lekkie szturchnięcie w rękę.
- Ej. Zaimponuj mi jeszcze jakoś.
Uśmiechnąłem się i kiedy wydawało mi się, że nic więcej nie powiem, słowa pewnej piosenki wyrwały mi się z ust.
- In the jungle, welcome to the jungle
Watch it bring you to your shananananana knees, knees
Ohh, I wanna watch you bleed !

Welcome to the jungle we take it day by day
If you want it you're gonna bleed but it's the price you pay
And you're a very sexy girl whose very hard to please
You can taste the bright lights but you won't get them for free


Zagryzłem wargi po skończeniu. Lubiłem ten fragment, bo odzwierciedlał życie w LA, jednak zapomniałem o tekście o "seksownej dziewczynie".
Spojrzałem na Victorię, która zaczęła się uroczo śmiać. Muszę przyznać, że byłem trochę zdezorientowany.
- Kto wam pisze teksty? - spytała rozbawiona
- Kumpel z zespołu.
- Ta część była twoja?
- Nie. Innego kolegi.
- Ale ta poprzednia już twoja, prawda?
- Też nie, innego.
- Kurde, ilu was tam jest?! - znów cicho zarechotała i uśmiechnęła się uroczo.
- Pięciu.- wypowiadając to słowo chyba lekko się skrzywiłem.
Dziewczyna to dostrzegła.
- I wnioskuję, że oni wykonują większość piosenek? - moje milczenie było dla niej odpowiedzią twierdzącą - Ale ty chyba też coś śpiewasz, no nie?
Pomyślałem o "It's so easy".
- Jestem współautorem tekstu do jednej piosenki.
Dziewczyna stanęła przede mną i skrzyżowała ręce na piersiach.
- Czekam.


wtorek, 7 maja 2013

Rozdział 1

No! Teraz ją widziałem. Wcześniej zasłaniał ją jakiś facet w garniturze, wyglądający na starego dziada. 
Po raz pierwszy musiałem przyznać mojej matce rację co do wyglądu jakiejś laski. Victoria była niewysoka, szczupła i naprawdę bardzo ładna. Krótkie dżinsowe spodenki odsłaniały kształtne, lekko opalone nogi. Biała koszulka na ramiączkach kryła średniej wielkości biust. Na szyi wisiał długi wisiorek z piórkami i czymś co wyglądem przypominało Ying. Miała fajne długie brązowe włosy. Nie wyróżniała się długimi nogami, platynowymi blond włosami czy dużymi biustem, jednak miała to "coś".
Podszedłem do niej i zwróciła na mnie uwagę. Miała ładne oczy podkreślone delikatnym makijażem.
- Mama kazała mi ci to przynieść. - Powiedziałem wyciągając do niej rękę z hot - dogiem.
- Och, dzięki. -Z uśmiechem sięgnęła po jedzenie. Miała bardzo ładny uśmiech. I usta.
- Ty jesteś, Victoria? - Wciąż w to nie wierzyłem. - Ta bardzo ładna, mądra i utalentowana córka sąsiadów, tak?
Dziewczyna uśmiechnęła się.  
- Twoja mama specjalnie wysłała cię do mnie z tym hot - dogiem, co?
Przytaknąłem uśmiechem i chyba.......rumieńcem.
- Ugh, dzięki Bogu. Myślałam, że zanudzę się na śmierć gadką z Tomem. No, bo wiesz, moja  próbuje mnie wyswatać z bratem twojego szwagra.
Zdziwiłem się.
- To był brat Billa?
Przytaknęła.
To Bill ma brata?! I to w dodatku takiego, który wygląda na starucha?!
- A ty jak się nazywasz? - zapytała
- Duff.
Dziewczyna przyjrzała mi się z podejrzanym uśmiechem.
- To dość...oryginalne..imię.
- Tak naprawdę to nie jest moje prawdziwe imię.
- Ok, teraz już nic nie rozumiem....
- To mój pseudonim.
- Och. Jesteś jakimś tajnym agentem, albo szpiegiem?
Zaśmiałem się.
- Nie. Gram  w zespole.
Vic uśmiechnęła się. Chyba w przeciwieństwie do moich rodziców Victoria miała pozytywne podejście do muzyki, bo spojrzała na mnie z uznaniem.
- Jak się nazywacie? - chciała wiedzieć
- Ehm, nie będziesz nas znała....
- A skąd wiesz? Może będę? - nie dawała za wygraną
Podrapałem się po głowie.
- No dobra. Guns'N'Roses.
Dziewczyna zrobiła minę pełną skupienia.
- Nie znam. - wyznała posyłając  przepraszające spojrzenie. - Jaką muzykę komponujecie?
- Hardrock.
Dziewczyna lekko się skrzywiła, lecz zaraz na jej twarzy zagościł uśmiech.
- Chcę cię usłyszeć.
No kurwa! Mina mi zrzedła. Przecież ja gram tylko na basie. To Axl śpiewa nasze piosenki.
Wtedy do mojej głowy wpadł mi pewien pomysł.
- Pod jednym warunkiem. Jako, że moi rodzice nie tolerują wykonywanego przeze mnie zawodu, wolę nie ryzykować, że mnie usłyszą. Dam ci próbkę naszej twórczości jeśli spotkasz się dzisiaj ze mną na plaży.
Ku mojej radości jej pierwszą reakcją nie było wyśmianie mnie. Zauważyłem, że w kącikach jej ust majaczy uśmiech, a w oczach pojawiły się iskierki radości.
- Zgoda. - odpowiedziała mi z uroczym uśmiechem.
- No to za 30 minut na miejscu, ok? - zaproponowałem - w miejscu gdzie kończy się dróżka?
- A czemu nie teraz?
Potrzebowałem kilku sekund, żeby wyłapać podteksty w wypowiedzi Victorii; na razie zachowam zimną krew.
- Nie mogę. Muszę jeszcze tu trochę posterczeć. - wyjaśniłem
- Yhm. - mruknęła - Więc teraz ja już wrócę do siebie, ale za pół godziny będę na plaży.
- Okay. - posłałem jej najszczerszy uśmiech jaki potrafiłem z siebie wydobyć.
- Aha, i dzięki za hot doga! - rzuciła na odchodne.
Skinąłem głową, a brunetka skręciła za dom i tyle ją widziałem.
Może jednak przyjazd do Seattle nie był takim złym pomysłem?