Na początku chciałabym powiedzieć, że jutro wyjeżdżam na 2-3 tygodnie. Raczej cienko będzie wtedy z internetem, może uda mi się coś napisać, jednak niczego nie obiecuję.
Pod tym rozdziałem informujcie mnie o nowych postach. Na pewno wszystko przeczytam i skomentuję, jak tylko wrócę do domu.
___________________________________________________________________________________
Musiałem być głęboko zamyślony, gdyż ocknąłem się dopiero na dźwięk szczęku
talerzy - to Victoria przyniosła resztę. Obróciłem ku niej głowę.
- Victoria...
- Zadzwonię do brata i poproszę, by wcześniej skończył pracę - wtrąciła
szybko, nie pozwalając mi na dokończenie zdania - Będziemy mogli, hmm, pogadać.
Była trochę podenerwowana. Prawie jak człowiek, który niespodziewanie musi
zająć się cudzym, niesfornym dzieckiem i zastanawia się, czy podjąć wyzwanie
czy owe dziecko zostawi.
Chciałem się do niej uśmiechnąć, ale za bardzo dobijało mnie poczucie winy.
Przeze mnie ta świetna dziewczyna, czymś się gnębiła.
Vicky nawet nie wyszła, by zadzwonić. Stała przy mnie i rozmawiała, ale
dalej unikała mojego spojrzenia.
- Sebastian, możesz wrócić wcześniej do domu? To ważne. Jutro odrobię twoją
wieczorną kolejkę, będziesz mógł gdzieś wyjść z kumplami. Proszę... -
rozchmurzyła się trochę - Dzięki.
Schowała komórkę do kieszeni.
- Powiem tylko dzieciakom, że wychodzę, okay?
Skinąłem głową, a ona wyszła z kuchni. Poszedłem w jej ślady, jednak moim
kierunkiem były drzwi.
Usiadłem na schodkach, mrużąc oczy od słońca.
- Zjebałeś to, stary... - mruknąłem sam do siebie, przeczesując dłonią,
potargane włosy
Czy istniała dla mnie jakaś szansa? Nie rozumiałem dziewczyn, nie znałem się
zbytnio na gierkach z nimi. mogłem tylko być szczery, mówić prawdę o tym, czego
pragnąłem. A czego pragnąłem od Victorii?
Oblałem się potem i chyba nie była to wina temperatury.
Victoria była na prawdę świetna z zewnątrz i z wewnątrz. Gdyby lubiła mnie,
tak jak ja ją...
Kurczę, chciałbym z nią spróbować. Nigdy nie spotykałem się, nawet w
połowię, z tak fajną dziewczyną i byłem pewny, że chłopaki z zespołu też ją
polubią.
Chwila, czemu akurat o nich pomyślałem? Są w Los Angeles, a ja...
Vicky przyszła.
- Idziemy na molo? - spytała
Uśmiechnąłem się na widok jej okularów przeciwsłonecznych. Sprytne. Niby
jako ochrona przed słońcem, ale teraz mogła mi się przyglądać, a ja mógłbym
tego nie zauważyć.
- W porządku.
Na molo spod domu jej siostry było bliżej niż spod mojego, a nawet bliżej
niż ja miałem do plaży. Niby to kilkadziesiąt metrów, ale i tak droga mi się
dłużyła w nieskończoność, bo milczeliśmy. A ja zamiast zastanawiać się nad
rozmową, powstrzymywałem się przed rzuceniem na dziewczynę.
Na molo było pusto. Usiedliśmy na najbliższej ławeczce. Victoria usiadła po
turecku, w moją stronę.
- Wygodnie ci tak siedzieć? - spytałem z lekkim uśmiechem
- Nie, ale chce widzieć woje reakcje. - odparła cicho, lecz stanowczo
Chrząknąłem i przekręciłem się nie spokojnie, na ławce.
- Słuchaj, Victoria, ja na prawdę cię lubię. - zacząłem - Nigdy mi się z
nikim tak dobrze nie rozmawiało. Myślę, że tobie też.
- Nie z każdym, z kim się dobrze rozmawia, potem się całuje. - zauważyła,
chłodno i wyprostowała się jak strzała.
Mimowolnie oblałem się rumieńcem. To trochę mnie zabolało.
- Ty też mnie całowałaś. - Victoria na powrót się zgarbiła, opierając głowę
na dłoniach. - Ale nie wyglądasz na zbytnio uszczęśliwioną tym faktem.
Brunetka westchnęła, po czym spojrzała na morze i schowała dłonie między
udami, trochę machając nimi niespokojnie.
- Bo wiesz, co usiłuję zrobić? - spytała, a ja pokręciłem przecząco głową.
Vicky przyłożyła dłonie do miejsca obok lewej piersi - Próbuję się uchronić
przed cierpieniem, Duff. Boję się, że jeśli polubię cię za bardzo, a to skończy
się tak jak z moim byłym...
- Tu nigdy nie ma pewności, Victoria. - ująłem jej dłoń. W pierwszej chwili
chciała ją cofnąć, ale jednak zostawiła ją w mojej - Ja też wiele razy miałem
złamane serce. Dobra, to nie to samo, bo z żadną dziewczyną nie byłem tak
długo, jak ty ze swoim chłopakiem. Ale dlaczego z tego powodu, przekreślasz
swoje potencjalne szczęście? A nuż coś dobrego z tego wyniknie.
Okulary tkwiły nieruchomo, naprzeciw mojej twarzy, więc chyba Victoria
patrzyła na mnie w osłupieniu. Potem spuściła głowę i znów poruszyła niespokojnie
udami.
- Nie powiedziałam ci o jednym. - powiedziała cichutko, ledwo to usłyszałem.
Sięgnęła po okulary i spojrzała mi prosto w oczy - Mój był zostawił mnie, bo
chciał grać w zespole i teraz mam być z kimś kto jest w zespole?
Na prawdę mnie tym zaskoczyła. Na tyle bym puścił jej dłoń.
- W jakim zespole? - chciałem wiedzieć
Vicky machnęła ręką.
- Nie wiem, nie udało mu się wybić.
Trochę się rozluźniłem i poczułem nagły przypływ dumy. Facet zostawiając
Victorię myślał, że odbije to sobie w przyszłością sławą i pieniędzmi, a nie
miał z tego nic. Ja natomiast byłem na szczęśliwiej drodze do kariery i mogłem
mieć Victorię.
Znów spojrzałem na dziewczynę.
- Vicky, daj mi szanse. - poprosiłem szeptem
Dziewczyna zaśmiała się krótko i gorzko.
- Miałeś dzisiaj wracać do Los Angeles, gdzie pracujesz... Ja za tydzień mam
wrócić do San Diego. Nie widzisz, że to jest skazane na porażkę?
- Nie, nie widzę. – odparłem pewnym siebie głosem. Victoria spodziewała się
chyba innej reakcji, bo spojrzała na mnie w lekkim zdumieniu - Mogę zostać, do
końca tygodnia. Poradzą sobie beze mnie.
- Dobra, ale co potem? - spytała zaciekawiona
Powoli zaczynałem wszystko rozumieć. Vicky dalej mnie lubiła, a jakże. Ona
po prostu bała się angażować, zbyt mocno, by zaraz się ze mną rozstać i widzieć
kilka razy na miesiąc. Ja oczywiście chciałbym mieć ją cały czas przy sobie,
ale nie zmuszę ją, żeby rzuciła pracę...
- W Los Angeles jest dużo szpitali. - te słowa wypadły z moich ust, po
samodzielnym rozwarciu ich - Możesz poprosić swoich przełożonych o
przeniesienie do jednego z nich...
- Wow, czekaj. - dziewczyna uniosła dłonie. Minę miała przerażoną, ale to
chyba obawa o moje zdrowie psychiczne - Nawet jeśli! Nawet jeśli, jakimś cudem
dostanę to przeniesienie, to gdzie ja będę mieszkać w Los Angeles? Nie znam tam
nikogo, a wiesz, bo ci mówiłam, że boję się metropolii.
- Znasz mnie. - zauważyłem, a na mojej twarzy znów pojawił się uśmiech
nadziei - Możesz zamieszkać ze mną.
Dziewczyna patrzyła na mnie z miną pokerzysty.
- Duffie, ja nie znam cię nawet dwa dni. - powiedziała w końcu. Podobało mi
się jak zdrobniła moje imię. - Nie znam nawet twojego prawdziwego imienia. Nie
znam miejsca, gdzie miałabym się dla ciebie wprowadzić. Nie..
- Nie ufasz mi? - wtrąciłem
Było to poważne zagadnienie i sam przypatrywałem się poważnej minię Victorii
z uwagą.
- Ja po prostu.. - znów pomachała udami - Nie umiem obcować z facetami.
Miałam dotychczas jednego i nie chciałam więcej. Dlatego też nie potrafię rozpoznać,
czy przez wczorajszy wieczór i przez cały ranek byłeś sobą, czy kogoś udawałeś,
by...
- Ej, ja cię nie skrzywdzę. - ledwo powstrzymałem się od oburzonego tonu, by
jej nie urazić - Zróbmy tak. Zostanę do końca tygodnia i jeśli stwierdzisz, że
jestem jedną wielką ściemą, wrócimy do własnych żyć. - musiałem zrobić przerwę,
bo coś głos mi się niepokojąco załamał - Ale jeśli.. Wszystko będzie okay, to
proszę zaufaj mi i przeprowadź się do mnie, do LA. Nie jestem kolesiem, który
wystawia tak świetne dziewczyny jak ty. - prychnąłem - Nie mogę sobie na to
pozwolić.
Udało mi się! Victoria się uśmiechnęła!
Moje usta wprawdzie rozjechały się szerzej, ale co tam.
Położyłem dłoń na plecach dziewczyny, pochyliłem się i delikatnie musnąłem jej
usta. Dopiero kiedy poczułem jej palce na policzkach, jak dodatkowe łączniki
między naszymi ciałami, naparłem mocniej, ale dalej z uczuciem.
Minęło dużo czasu, zanim ból w kręgosłupie dał się we znaki i przekrzyczał przyjemność
pocałunku.
Powoli odsunąłem się i czując jak miło mrowią mi wargi spojrzałem na
Victorię.
- Jak długo twój brat będzie opiekował się dziećmi?
- Tak długo, aż nie wrócę do domu. - odparła z lekkim uśmiechem
Wstałem i wyciągnąłem rękę w jej kierunku.
- Więc korzystajmy. - zaproponowałem
Kiedy Vicky ujęła moją dłoń przeszedł mnie miły dreszcz. Dawno nie trzymałem
nikogo za rękę, a jeszcze dawniej nikogo na kim mi zależało.
Wolnym krokiem prowadziłem Victorię do domu moich rodziców. Napięcie między
nami dawno minęło i rozmawialiśmy równie swobodnie jak wczoraj czy dzisiaj
rano.
Poszczęściło mi się. Mama była na zakupach, a tata był tak zajęty oglądaniem
meczu w telewizji, że nawet nie zauważył mojego, oraz Vicky, przyjścia do domu.
Zamknęliśmy się w moim pokoju. Dobrze, że się tu nie zadomowiłem; byłby
niezły bałagan.
Pierwsze co zrobiłem to dałem jej nasz debiutancki krążek jako prezent. W
domu miałem jeszcze jeden egzemplarz, a poza tym wypaliłem sobie składankę z
dosłownie wszystkimi naszymi piosenkami. Dziewczyna obiecała, że przesłucha jak
tylko wróci do domu.
Przyznam szczerze, że nie miałem już ochoty na rozmowę. Wiedziałem o niej
tyle co najważniejsze, że teraz mogę się z nią spokojnie całować, skoro...
Zamarłem na środku pokoju. Siedząca na łóżku brunetka spojrzała na mnie z
zaciekawieniem.
- Nazwijmy rzeczy po imieniu. Chodzimy ze sobą? - zapytałem
Victoria otworzyła oczy szerzej i podrapała się po głowie.
- Mnie się pytasz? Kiedy ostatni raz zaczynałam chodzić z chłopakiem były
inne czasy.
Uśmiechnąłem się krótko, na znak, że rozumiem i usiadłem obok dziewczyny.
- Ale możemy przyjąć, że jesteś moją dziewczyną? - uśmiechnąłem się
Dziewczyna pogłaskała mnie po policzku, lekko się rumieniąc.
- Skoro ci tak na tym zależy... - odpowiedziała, siadając mi na kolanach
- A tobie, nie?
Z trudem zachowałem trzeźwość umysłu, kiedy wplotła palce w moje włosy, a
jej całe ciało dotknęło mojego.
- Muszę się przyzwyczaić, zrozum... - objąłem ją i pocałowałem
Dzień zleciał mi błyskawicznie. Wieczorem ledwo pamiętałem co robiłem po
południu, byłem tylko pewny, że robiłem coś z Victorią. Udało mi się też zachować
pozory przed rodzicami. O piątej poszedłem do kuchni po coś do jedzenia.
Powiedziałem mamie, że zostanę do końca tygodnia i będę, większość czasu,
spędzał u siebie w pokoju. Rodzicielka ucieszyła się z przedłużenia mojego
pobytu, ale znów zaczęła wypytywać o Vicky. Jej mama nic nie wiem, co jej córka
robi ze mną, więc nie mogła plotkować z moją mamą.
Victoria została u mnie do dwudziestej trzeciej. Wolałem poczekać aż rodzice
zasną, niż potem tłumaczyć im się, co robi w moim pokoju dziewczyna o tak późnej
porze.
Starałem się trzymać ręce przy sobie, ale ta dziewczyna... Ta dziewczyna nie
jest taka niewinna na jaką wygląda. Rozumiem, że miała na uwadze naszą wygodę,
ale mogła wziąć pod uwagę swoją urodę, dodać do tego mój celibat, dołożyć do
tego bliskość jej ciała i poznałaby moje myśli! Choć chyba je znała. Uśmiechała
się przebiegle, kiedy ja pomiędzy jej nogami, to jeszcze obejmowała mnie wokół
bioder. Słodki Jezu...
Ha, a wtedy jeszcze zadzwonił Axl. Powinienem dodać, że po pocałunku z Vicky
potrzebuję paru sekund na dojście do siebie. Prawdziwa historia.
- Duff, gdzie ty jesteś? - zapytał na dzień dobry Axl...
- Że co?
Victoria przyłożyła sobie poduszkę do twarzy, żeby się nie roześmiać. Niezłą
przyjemność sprawiało jej doprowadzanie mnie do przyjemności.
- Cholera, piłeś coś? - spytał Rose - Brzmisz jak po paru piwach.
Podniosłem się i usiadłem na łóżku. Tu mój mózg działał trochę lepiej.
- Nie, czego chcesz?
- Slash mówił, że miałeś dzisiaj wrócić. - wyjaśnił - A tego zadupia gdzie
mieszkają twoi rodzice nie jest tak daleko do LA, nie?
- No, nie, ale Axl słuchaj.. - zerknąłem na Vicky, która z kolei obserwowała
mnie - Zostanę dłużej w Seattle.
Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza
- A po kiego chuja? - zapytał nagle
- Bo.. - pomysł mówienia chłopakom o Victorii, nie wydaję mi się dobry.
Przynajmniej dopóki nie będę pewny co do jej przyjazdu. Wtedy będę musiał
wyśpiewać wszystko o nowej lokatorce. - Mam swój powód. Bardzo ważny. Za
tydzień będę.
- Hmm... Niech ci będzie - mruknął, po chwili zastanowienia - Kurde, dziwnie
jakoś tu bez ciebie. Nie mam z kogo żartować i nikt nie trzyma głowy Srevenowi
w kiblu.
Skrzywiłem się. Tak Axl, już biegnę pomóc rzygającemu kumplowi...
- Yhm. Zadzwonię jak będę wracać. Narazie.
Rozłączyłem się, nim zdążył odpowiedzieć. Komórkę wsunąłem pod poduszkę i
wróciłem do Vicky.
- Jednak tęsknią za tobą. - zauważyła
- Mogę nawet odczuwać do mnie nostalgię, ja i tak nie wrócę szybciej niż za
tydzień. - odparłem, w przerwach między pocałunkami na szyi Victorii.
piątek, 19 lipca 2013
piątek, 12 lipca 2013
One Shot - Skarbie, ducha nie da się dotknąć
Jego świat się zawalił. Nie czuł potrzeby istnienia.
Dwa tygodnie temu zespół się rozpadł. Jadąc na wywiad samochodem na wywiad. On został wtedy w domu, bo źle się poczuł. Sam namawiał swoich kolegów, żeby nie marnowali szansy i tam pojechali. Jak mógł być tak głupi?!
Trzy dni temu był pogrzeb jego dziewczyny. Również winił się za jej śmierć. Zaprosił ją na kolację. Po południu pojechała do kosmetyczki i już nie wróciła. Cholerny samochód! Wpadła w poślizg.
Teraz siedział na krawendzi mostu. Była ciemna noc. Był sam. Fizycznie i psychicznie czuł się opuszczony.
Już nie był taki sam jak kiedyś. Wszystkie emocje, oprócz smutku, wyparowały z niego. Nie spał po nocach, a w dzień siedział w domu i płakał.
Nagle poczuł jak ktoś szturcha go w ramię.
- Ćmika? - spytał nieznajomy, lecz on znał ten głos.
Steven z niedowierzaniem skierował twarz w stronę głosu. Izzy. Ale jak to? Przecież on nie żyje?
- To ty? - spytał cicho Adler
Pokiwał głową.
- O! Tu jesteś! Poratuj mnie, kumplu. - Slash podbiegł do czarnowłosego i wyjął papierosa z paczki
Nie wierzył w to co widzi i w to co słyszy. Spojrzał za dwójkę znajomych. Usłyszał stukot obcasów.
- Jezu, Stevie! Coś ty ze sobą zrobił? - Mary?
Tak, to była ona. Jego Mary. Piękna szatynka z zielonymi oczami. Teraz stała obok niego i z niedowierzaniem na niego patrzyła.
- Trochę żeś się zapuścił, bracie. - dogryzł Axl
- Ogarnij się, Rose. - wtrącił się Duff - Nie widzisz, że mu ciężko?
- Wy nie żyjecie! Co się kurwa dzieje!? - wykrzyknął niższy blondyn
- Jezuu, to już kumple i twoja dziewczyna nie mogą cię odwiedzić.
Wyciągnął ręke w stronę dziewczyny, ale ta przeszła przez jej ciało.
- Skarbie, ducha nie da się dotknąć.
- Kto skoczy ze mną? - spytał niepewnie
- My. Wszyscy. - odparł Slash
Lecieli. Wszystkie problemy Stevena odeszły. Od teraz będzie z Mary. Na zawsze.
__________________________________________________________________________________
Dwa tygodnie temu zespół się rozpadł. Jadąc na wywiad samochodem na wywiad. On został wtedy w domu, bo źle się poczuł. Sam namawiał swoich kolegów, żeby nie marnowali szansy i tam pojechali. Jak mógł być tak głupi?!
Trzy dni temu był pogrzeb jego dziewczyny. Również winił się za jej śmierć. Zaprosił ją na kolację. Po południu pojechała do kosmetyczki i już nie wróciła. Cholerny samochód! Wpadła w poślizg.
Teraz siedział na krawendzi mostu. Była ciemna noc. Był sam. Fizycznie i psychicznie czuł się opuszczony.
Już nie był taki sam jak kiedyś. Wszystkie emocje, oprócz smutku, wyparowały z niego. Nie spał po nocach, a w dzień siedział w domu i płakał.
Nagle poczuł jak ktoś szturcha go w ramię.
- Ćmika? - spytał nieznajomy, lecz on znał ten głos.
Steven z niedowierzaniem skierował twarz w stronę głosu. Izzy. Ale jak to? Przecież on nie żyje?
- To ty? - spytał cicho Adler
Pokiwał głową.
- O! Tu jesteś! Poratuj mnie, kumplu. - Slash podbiegł do czarnowłosego i wyjął papierosa z paczki
Nie wierzył w to co widzi i w to co słyszy. Spojrzał za dwójkę znajomych. Usłyszał stukot obcasów.
- Jezu, Stevie! Coś ty ze sobą zrobił? - Mary?
Tak, to była ona. Jego Mary. Piękna szatynka z zielonymi oczami. Teraz stała obok niego i z niedowierzaniem na niego patrzyła.
- Trochę żeś się zapuścił, bracie. - dogryzł Axl
- Ogarnij się, Rose. - wtrącił się Duff - Nie widzisz, że mu ciężko?
- Wy nie żyjecie! Co się kurwa dzieje!? - wykrzyknął niższy blondyn
- Jezuu, to już kumple i twoja dziewczyna nie mogą cię odwiedzić.
Wyciągnął ręke w stronę dziewczyny, ale ta przeszła przez jej ciało.
- Skarbie, ducha nie da się dotknąć.
- Kto skoczy ze mną? - spytał niepewnie
- My. Wszyscy. - odparł Slash
Lecieli. Wszystkie problemy Stevena odeszły. Od teraz będzie z Mary. Na zawsze.
__________________________________________________________________________________
Przepraszam, że tak smutno, ale naoglądałam się różnych filmów. :c
niedziela, 7 lipca 2013
Rozdział 7
1000 wyświetleń. Dziękuję.
___________________________________________________________________________________
Doszliśmy do domu dzieciaków. Pomagałem Vicky wciągnąć wózek do domu. Moja dłoń niechcący dotknęła jej uda.
- Uhm. Przepraszam, to było niechcący.. - zacząłem się tłumaczyć, ale dziewczyna mi przerwała
- Spokojnie, Duff. - uśmiechnęła się - To był przypadek. - dodała stanowczo
Ulżyło mi trochę, ale jednocześnie też zasmuciło. Victoria traktowała mnie jako przyjaciela, nic więcej. Przypadek, przypadek, przypadek słowa Vic ciągle krążyły w mojej głowie.
- Ciociu, czemu ten pan tak stoi i nic nie robi? - spytała dziewczynka, wyrywając mnie z zamyślenia
- Właśnie. Ja to bym już wszedł do domu. - odparł Will
- Przepraszam, dzieciaki. - odparłem zmieszany - Już. Proszę, możecie wejść.
Odstawiliśmy wózek. William i jego siostra pobiegli umyć ręce i przebrać się, zgodnie z nakazem cioci, a malec został usadzony w specjalnym krzesełku do karmienia małych dzieci.
Wraz z Victorią udaliśmy się do kuchni.
- Będziemy coś gotować? - zapytałem
- Raczej odgrzewać. - odparła zaglądając do lodówki - Zostało jeszcze trochę zapiekanki z wczoraj. Mógłbyś mi ją podać? Ja nastawię piekarnik.
Posłusznie zrobiłem to o co mnie proszono. Już po chwili zapiekanka wylądowała w urządzeniu kuchennym. Oparłem się o blat. Coś do mnie mówiła, ale mimo usilnych starań nie mogłem się skupić na słowach. Kiedy tylko jej twarz była przed moją ja patrzyłem na jej usta. Praktycznie od rana myślałem tylko o tym jak całują.
- Duff? - wzdrygnąłem się na dźwięk jej głosu i podniosłem wzrok wyżej. Patrzyłem się w jej piękne oczy.
Były trochę rozbawione, aczkolwiek przyglądały mi się badawczo
- Pytałam się czy mógłbyś mi podać cytryny na lemoniadę? - zapytała i wskazała na tacę z cytrusami stojącą na blacie kuchennym za mną.
Podałem ją jej.
Victoria odwróciła się, żeby sięgnąć po dzbanek. Przez chwilę patrzyłem na jej plecy i zrobiło mi się gorąco.
Położyłem cytryny obok niej na ladzie, specjalnie stając bliżej niej. Obróciła się lekko, żeby wziąć owoce. Chciała podziękować mi uśmiechem, ale zamarła jaka mała odległość nas dzieli. Wziąłem ją za rękę i ustawiłem ją idealnie przede mną. Potem pochyłem się nad nią i pocałowałem ją. Było to lekkie muśnięcie wargami. Dziewczyna nie odepchnęła mnie, więc pocałowałem ją drugi raz. Tym razem trochę mocniej naparłem na jej usta, czekając aż lekko rozchyli swoje wargi. Nic takiego się jednak nie stało. Z żalem odsunąłem się od niej i puściłem jej dłonie. Chyba się znowu przeliczyłem, jak zwykle. Victoria traktowała mnie jak kolegę.
- Dla.. Dlaczego?
- Bo chciałem wreszcie móc skupić się na tym co mówisz, a nie na twoich ustach. - odparłem otwierając oczy
Victoria patrzyła na mnie. Z tak bliska dostrzegłem jasną plamkę na jej źrenicy w lewym oku. Nie powiedziała nic więcej. Czułem, jak pracuję jej klatka piersiowa i mięśnie brzucha - w zasadzie to oboje szybko oddychaliśmy.
- Nie dasz mi w twarz? - spytałem, mając ogromny mętlik w głowie
Brunetka rozluźniła się. Poczułem jej dłonie na swoich barkach.
- To raczej nie byłaby zachęta, a ja chcę cię tylko zachęcać. - odpowiedziała, znów namieszała mi w głowie
Nie czekałem na nic więcej. Znowu ją pocałowałem.
Nie wiem. Może to wina dosyć długiego, jak na mnie, celibatu albo po prostu Victoria strasznie mi się podobała, bo pierwszy raz w życiu doznałem uczucia, że mógłbym kobietę całować, całować i nie chcieć nic więcej.
- Ciociu Vicky, obiad! - rozległ się krzyk dochodzący z salonu
Odsunąłem się od dziewczyny, łapiąc się kuchennego blatu. Może mój umysł nie oczekiwał niczego więcej, ale ciało miało inne zdanie
- Och, no tak. Zapiekanka - mruknęła - Duff, mógłbyś...
Sięgnęła po dzbanek z lemoniadą. Widząc jak trzęsą jej się ręce, szybko go ująłem. Jej spojrzenie wdzięczności było krótkie. Za krótkie. Nie podobało mi się to, więc nie ruszałem się z miejsca.
Po pewnym momencie Vicky spojrzała na mnie i krzyknęła podirytowana.
- No, rusz się stąd! Jak będziesz tu tak stać to nie będę mogła zrobić obiadu!
Z głupawym uśmiechem poszedłem zanieść picie. Chłopak pokazał mi drogę do pomieszczenia. Położyłem lemoniadę na stole i od razu podsunięto mi dwie szklanki. Nalewając dzieciom napój zauważyłem, że również mnie trzęsą się ręcę, a usta rozciągaj się w uśmiechu od ucha do ucha.
W duchu cieszyłem się jak dziecko. Victoria lubiła mnie równie mocno co ja ją, pozwoliła mi się całować... Och jak ona całowała!
Do pokoju weszła Victoria z parującą zapiekanką między dłońmi. Bez skrupułów patrzyłem się na dziewczynę, jednak ona skupiła swój wzrok na daniu. Dodatkowo, żeby mi podnieść mi temperaturą, stanęła koło mnie, a sięgając po talerze dzieciaków musiała się nieźle nawyciągać co ukazywało mi jej wdzięki dokładniej.
Nakładając mi porcje nawet na mnie nie spojrzała.
Uśmiech trochę mi przygasł. Może Victoria lubiła mnie zanim ją pocałowałem, ale wyszło mi to tak fatalnie, że przestała mnie lubić?
Jedliśmy w milczeniu, tylko dzieciaki czasem coś krzyczały. Vicky musiała nakarmić najmniejsze z rodzeństwa, więc dołączyła do nas trochę później. Dziewczynka z bratem wybiegli, Vic położyła małego spać. W końcu usiadła obok mnie i zaczęła jeść.
- Było bardzo dobre, dzięki. - jako pierwszy się odezwałem
- Nie ma za co. - oparła, nie patrząc na mnie
Westchnąłem i wytarłem dłonie o spodnie. Wyczułem milczącą prośbę brunetki, żebym już sobie poszedł. Nie mogłem jednak tego tak zostawić. Wziąłem brudne naczynia i poszedłem z nimi do kuchni. Oparwłszy sie o zlew, opuściłem głowę i zacząłęm dumać.
Co zrobiłem źle? Starałem się być uprzejmy dla Victorii. Nie narzucałem się jej. Byłem pewiem, że stworzyłem jej poczucie bezpieczeństwa, tak aby mogła ze mną swobodnie rozmawiać. I przecież rozmawialiśmy, nawet całkiem sporo, nie tylko na tematy dla poznających się kumpli. Mówiłem Victorii o rzeczach o których nikt nie wie - o moich uczuciach. Może, brzmię jak słabeusz. Ale każdy facet czasem musi się komuś porządnie wygadać. A w końcu nie użalałem się nad, nie wiem, dziewczynami. Mówiłem o zespole i życiu w LA. Miałem wrażenie, że dziewczyna również mówiła o rzeczach, o których mało kto bądź nawet nikt nie wie. Wszystkie sprawy szły świetnie, aż to pocałunku.
Czy ja naprawdę aż tak okropnie całuję?
Subskrybuj:
Posty (Atom)