niedziela, 7 lipca 2013
Rozdział 7
1000 wyświetleń. Dziękuję.
___________________________________________________________________________________
Doszliśmy do domu dzieciaków. Pomagałem Vicky wciągnąć wózek do domu. Moja dłoń niechcący dotknęła jej uda.
- Uhm. Przepraszam, to było niechcący.. - zacząłem się tłumaczyć, ale dziewczyna mi przerwała
- Spokojnie, Duff. - uśmiechnęła się - To był przypadek. - dodała stanowczo
Ulżyło mi trochę, ale jednocześnie też zasmuciło. Victoria traktowała mnie jako przyjaciela, nic więcej. Przypadek, przypadek, przypadek słowa Vic ciągle krążyły w mojej głowie.
- Ciociu, czemu ten pan tak stoi i nic nie robi? - spytała dziewczynka, wyrywając mnie z zamyślenia
- Właśnie. Ja to bym już wszedł do domu. - odparł Will
- Przepraszam, dzieciaki. - odparłem zmieszany - Już. Proszę, możecie wejść.
Odstawiliśmy wózek. William i jego siostra pobiegli umyć ręce i przebrać się, zgodnie z nakazem cioci, a malec został usadzony w specjalnym krzesełku do karmienia małych dzieci.
Wraz z Victorią udaliśmy się do kuchni.
- Będziemy coś gotować? - zapytałem
- Raczej odgrzewać. - odparła zaglądając do lodówki - Zostało jeszcze trochę zapiekanki z wczoraj. Mógłbyś mi ją podać? Ja nastawię piekarnik.
Posłusznie zrobiłem to o co mnie proszono. Już po chwili zapiekanka wylądowała w urządzeniu kuchennym. Oparłem się o blat. Coś do mnie mówiła, ale mimo usilnych starań nie mogłem się skupić na słowach. Kiedy tylko jej twarz była przed moją ja patrzyłem na jej usta. Praktycznie od rana myślałem tylko o tym jak całują.
- Duff? - wzdrygnąłem się na dźwięk jej głosu i podniosłem wzrok wyżej. Patrzyłem się w jej piękne oczy.
Były trochę rozbawione, aczkolwiek przyglądały mi się badawczo
- Pytałam się czy mógłbyś mi podać cytryny na lemoniadę? - zapytała i wskazała na tacę z cytrusami stojącą na blacie kuchennym za mną.
Podałem ją jej.
Victoria odwróciła się, żeby sięgnąć po dzbanek. Przez chwilę patrzyłem na jej plecy i zrobiło mi się gorąco.
Położyłem cytryny obok niej na ladzie, specjalnie stając bliżej niej. Obróciła się lekko, żeby wziąć owoce. Chciała podziękować mi uśmiechem, ale zamarła jaka mała odległość nas dzieli. Wziąłem ją za rękę i ustawiłem ją idealnie przede mną. Potem pochyłem się nad nią i pocałowałem ją. Było to lekkie muśnięcie wargami. Dziewczyna nie odepchnęła mnie, więc pocałowałem ją drugi raz. Tym razem trochę mocniej naparłem na jej usta, czekając aż lekko rozchyli swoje wargi. Nic takiego się jednak nie stało. Z żalem odsunąłem się od niej i puściłem jej dłonie. Chyba się znowu przeliczyłem, jak zwykle. Victoria traktowała mnie jak kolegę.
- Dla.. Dlaczego?
- Bo chciałem wreszcie móc skupić się na tym co mówisz, a nie na twoich ustach. - odparłem otwierając oczy
Victoria patrzyła na mnie. Z tak bliska dostrzegłem jasną plamkę na jej źrenicy w lewym oku. Nie powiedziała nic więcej. Czułem, jak pracuję jej klatka piersiowa i mięśnie brzucha - w zasadzie to oboje szybko oddychaliśmy.
- Nie dasz mi w twarz? - spytałem, mając ogromny mętlik w głowie
Brunetka rozluźniła się. Poczułem jej dłonie na swoich barkach.
- To raczej nie byłaby zachęta, a ja chcę cię tylko zachęcać. - odpowiedziała, znów namieszała mi w głowie
Nie czekałem na nic więcej. Znowu ją pocałowałem.
Nie wiem. Może to wina dosyć długiego, jak na mnie, celibatu albo po prostu Victoria strasznie mi się podobała, bo pierwszy raz w życiu doznałem uczucia, że mógłbym kobietę całować, całować i nie chcieć nic więcej.
- Ciociu Vicky, obiad! - rozległ się krzyk dochodzący z salonu
Odsunąłem się od dziewczyny, łapiąc się kuchennego blatu. Może mój umysł nie oczekiwał niczego więcej, ale ciało miało inne zdanie
- Och, no tak. Zapiekanka - mruknęła - Duff, mógłbyś...
Sięgnęła po dzbanek z lemoniadą. Widząc jak trzęsą jej się ręce, szybko go ująłem. Jej spojrzenie wdzięczności było krótkie. Za krótkie. Nie podobało mi się to, więc nie ruszałem się z miejsca.
Po pewnym momencie Vicky spojrzała na mnie i krzyknęła podirytowana.
- No, rusz się stąd! Jak będziesz tu tak stać to nie będę mogła zrobić obiadu!
Z głupawym uśmiechem poszedłem zanieść picie. Chłopak pokazał mi drogę do pomieszczenia. Położyłem lemoniadę na stole i od razu podsunięto mi dwie szklanki. Nalewając dzieciom napój zauważyłem, że również mnie trzęsą się ręcę, a usta rozciągaj się w uśmiechu od ucha do ucha.
W duchu cieszyłem się jak dziecko. Victoria lubiła mnie równie mocno co ja ją, pozwoliła mi się całować... Och jak ona całowała!
Do pokoju weszła Victoria z parującą zapiekanką między dłońmi. Bez skrupułów patrzyłem się na dziewczynę, jednak ona skupiła swój wzrok na daniu. Dodatkowo, żeby mi podnieść mi temperaturą, stanęła koło mnie, a sięgając po talerze dzieciaków musiała się nieźle nawyciągać co ukazywało mi jej wdzięki dokładniej.
Nakładając mi porcje nawet na mnie nie spojrzała.
Uśmiech trochę mi przygasł. Może Victoria lubiła mnie zanim ją pocałowałem, ale wyszło mi to tak fatalnie, że przestała mnie lubić?
Jedliśmy w milczeniu, tylko dzieciaki czasem coś krzyczały. Vicky musiała nakarmić najmniejsze z rodzeństwa, więc dołączyła do nas trochę później. Dziewczynka z bratem wybiegli, Vic położyła małego spać. W końcu usiadła obok mnie i zaczęła jeść.
- Było bardzo dobre, dzięki. - jako pierwszy się odezwałem
- Nie ma za co. - oparła, nie patrząc na mnie
Westchnąłem i wytarłem dłonie o spodnie. Wyczułem milczącą prośbę brunetki, żebym już sobie poszedł. Nie mogłem jednak tego tak zostawić. Wziąłem brudne naczynia i poszedłem z nimi do kuchni. Oparwłszy sie o zlew, opuściłem głowę i zacząłęm dumać.
Co zrobiłem źle? Starałem się być uprzejmy dla Victorii. Nie narzucałem się jej. Byłem pewiem, że stworzyłem jej poczucie bezpieczeństwa, tak aby mogła ze mną swobodnie rozmawiać. I przecież rozmawialiśmy, nawet całkiem sporo, nie tylko na tematy dla poznających się kumpli. Mówiłem Victorii o rzeczach o których nikt nie wie - o moich uczuciach. Może, brzmię jak słabeusz. Ale każdy facet czasem musi się komuś porządnie wygadać. A w końcu nie użalałem się nad, nie wiem, dziewczynami. Mówiłem o zespole i życiu w LA. Miałem wrażenie, że dziewczyna również mówiła o rzeczach, o których mało kto bądź nawet nikt nie wie. Wszystkie sprawy szły świetnie, aż to pocałunku.
Czy ja naprawdę aż tak okropnie całuję?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Zapraszam na nowy ;)))
OdpowiedzUsuńhttp://sny-o-gnr.blogspot.com/
A rozdział fajny.
Biedny, zadręczający się Duff. :c
Twój blog jest po prostu cudowny... oniemiałam *.*
OdpowiedzUsuńChyba pierwsze opowiadanie z perspektywy Duff'a :)
Czekam na więcej i chciałoby Ci się mnie również informować? xd
Dziękuję. ^^
UsuńJasne, że będzie mi się chciało. :)
Przeczytałam wszyyystko *-* Wspaniałe i wszędzie Duff *-*
OdpowiedzUsuńMiałam informować to informuje c: u mnie nowy xD http://live-and-let-die-gnr.blogspot.com/ i tak się zapytam. Nie byłoby problemem jak byś mnie informowała? :o
Wyprzedziłaś mnie XD
UsuńJasne, że będę. :D
UsuńNowy :>
OdpowiedzUsuńŚwietne ! Przyznam, że z tych rozdziałów, które u Ciebie przeczytałam, ten mi się podoba najbardziej. Sama mam uśmiech od ucha do ucha po przeczytaniu tych romantycznych scenek w roli głównej z McKaganem ! *.* :D Czekam na kolejny ;* Informuj :D
OdpowiedzUsuńNo i zapraszam do mnie na nowy rozdział -> http://appetite-for-gunsnroses.blogspot.com/