Nawet zasypiając w środku nocy obudziłem się jak zwykle, koło dzisiątej. Pamiętając surową zasadę ojca, że na śniadanie przychodzi się ubranym, umytym i uczesanym, zrobiłem wszystkie te czynności, a zwłaszcza porządnie wyszczotkowałem włosy. Nie chciałem, kłócić się z ojcem na samym początku dnia.
Zapewne znacie stosunek mojego taty co do mej fryzury, jednak dziś oszczędził mi swoich chamskich uwag.
W każdym razie, zjadłem śniadanie i podczas picia kawy ktoś zadzwonił do drzwi. Napotkałem wymowne spojrzenie taty, więc poszedłem otworzyć. Po raz pierwszy drzwi z siatką miały u mnie plus: szybciej mogłem zobaczyć śliczną twarz Victorii.
- Cześć, Duff. - uniosła rękę
Obrzuciłem ją szybkim spojrzeniem. Na nogach miała poszarpane, jeans'owe shorty i białe trampki oraz bluzkę z pentagramem.
- Och, hej. Daj mi chwilę. - wzkazałem na kubek z kawą - Dwie minuty. Nie, jedną.. Po prostu...
- No, idź! - krzyknęła ze śmiechem
W drodze do kuchni dopiłem kawę.
- Kto przyszedł? - chciała wiedzieć mama
- Victoria, nie mam czasu!
Popędziłem na górę po komórkę* i czarne, okulary przeciwsłoneczne. Po schodach wracałem bardzo szybko, więc z trudem nie wpadłem na mamę. Trzymała w dłoniach mały koszyczek.
- Poczęstuj ją. - poleciła - No, to pa.
- Yhm.
Wyszliśmy na ulicę w milczeniu; dziewczyna pozwoliła mi uregulować oddech.
- Um, masz ochotę? - spytałem podnosząc koszyk do góry
- Mmm, a cóż to? - spytała zaciekawiona Vicky
- Nie wiem. - odparłem szczerze i razem z dziewczyną zaśmialiśmy się. Zerknąłem do środka, gdzie były czekoladowe babeczki, które jadłem na śniadanie. Wyciągnąłem jedną i podałem Vic. - Proszę, częstuj się.
- Dzięki.
Nie wiedziałem jak mam rozpocząć rozmowę. Wczoraj, kiedy dopiero się poznaliśmy, było tyle tematów do rozmów, a teraz? Pustka zaświtała w mojej głowie.
- Dużo twoja siostra ma dzieci? - zapytałem - To znaczy, iloma będziemy musieli się opiekować?
- Tylko trójką. - odpowiedziała, po czym zaśmiała się z mojej przerażonej miny i dodała - Spokojnie, nie martw się. Jimmy ma kilka miesięcy i będzie głównie siedział w wózku. Amanda i William są starszymi przedszkolakami, więc zajmą się sobą.
Ulżyło mi trochę. Ciocia dzieciaków znacznie bardziej mnie interesuje.
- A teraz kto z nimi siedzi? - spytałem
- Mój brat, ale na jedenastą musi być w pracy. - wyjaśniła
- Wiem więcej o twojej rodzinie, niż o rodzinie mojej byłej. - uśmiechnąłem się
- Naprawdę? - zrobiła przepraszającą minę - Przepraszam, czasem za długo gadam.
- Nie, to nawet nie o to chodzi. - szybko odparłem - Ty użalasz się na swoją rodzinę ja na zespół.
- Aż tak masz tam żle? - spytała cicho dziewczyna
Westchnąłem. Wsadziłem jedną dłoń do kieszeni spodni.
- Zawsze to lepsze niż pracowanie tutaj, w fabryce gwoździ. - skrzywiłem się - Były momenty, że chciałem opuścić zespoł. Wiesz, nasz wokalista, a raczej jego humorki, potrafią dać ci się dać we znaki i spieprzyć większość rzeczy.
- Czym ci tak podpadł, co? - Victoria spojrzała na mnie z zaciekawieniem
- Przerwał mi strunę w basie i ujebał w błocie moją rękawiczkę. - wyznałem całkowicie poważnie
Dziewczyna najpierw popatrzyła na mnie, a potem widząc moją pełną powagi minę zaczęła się śmiać.
Ja nie widziałem w tym niczego śmiesznego.
___________________________________________________________________________________
* - opowiadanie jest przeniesione do naszych czasów.
___________________________________________________________________________________
Jeśli chcecie być informowani o nowych postach napiszcie pod rozdziałem.
http://the-endless-hours-of-heart-pain.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńNowy ;>
znów nowy :>
Usuń*o* Ale za krótki... Popraw się Oleczko! :3
OdpowiedzUsuńSpindalaj na swojego bloga Marianku. :*
Usuń/Krulowa Chejtuw
http://sny-o-gnr.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńNowy ;)
Aa, no i zapomniałam. Fajny rozdział, jak zwykle z resztą. Informuj mnie ;)))
Usuń