A potem dołożył mi jeszcze Steven
- I postaw się w jej sytuacji. - rzekł - Mieszkać z takimi facetami jak my?
Jesteśmy bałaganiarzami, którzy klną, dużo piją, mnóstwo imprezują, chodzą
późno spać i nie mają za grosz pedantyzmu.
No tak. Victoria lubiła porządek. Co do imprez i picia miała umiarkowany
stosunek.
- Dajcie spokój, przecież nie chodzę z cnotliwą sztywniaczką! - krzyknąłem -
Poznałem Vicky na tyle, by wiedzieć, że ją polubicie. Slash; uwielbia węże i
koty, Steven; lubi żartować i robić psikusy, Izzy; uwielbia piosenki napisane
przez ciebie, Axl; jest ładna.
Na to ostatnie chłopaki uśmiechnęli się, poczułem przypływ pewności siebie.
- Zaufajcie mi trochę. - ciągnąłem - Nie sprowadzę wam potwora.
Na chwilę znów zapadła cisza. Izzy wyglądał jakby krążył po nieprzyjemnych
mu terenach, Steven rozwalił się na kanapie z uśmiechem mówiącym
"życie jest piękne". Slash patrzył na mnie w sposób dodający otuchy.
Axl uderzał palcami o przedramię fotela i kiwał głową tak, jakby słuchał ulubionego
kawałka R'n'B.
- Cholera, Duff ma laskę. - mruknął w którymś momencie i zaśmiał się.
Spojrzał na mnie z uśmiechem, którego nienawidziłem, mówił; wiem coś o tobie
lepiej od ciebie - Ty po prostu chcesz ją zaliczyć.
Chłopaki spojrzeli na mnie. Nawet z twarzy Izzy'ego zniknął grymas niesmaku.
- Axl, do cholery jasnej, nie starałbym się sprowadzić Victorię z Seattle do
Los Angeles i prosił, by podjęła tu pracę tylko po to, bym mógł się z nią
przespać. - wycedziłem
- To co, zakochałeś się? - zadrwił
Patrzyłem na niego z rządzą mordu w oczach. Jemu łatwo było żartować sobie z
takich rzeczy, bo jakimś cudem wszystkie laski same pchały mu się na kolana. Ja
jednak szanowałem kobiety nieco bardziej niż on i traktowałem Victorię jak
kogoś bardzo bliskiego.
Już miałem wstać, kiedy głos w sprawie zabrał Izzy.
- Jak ona się nazywa? - zapytał
- Victoria Mush.
Gitarzysta znów przybrał minę kogoś uderzonego w brzuch.
- Znasz ją? - zasugerował Slash
Stradlin nie odpowiedział. Zamknął oczy i zakrył je dłonią. Teraz ja
poczułem się jak ktoś uderzony w brzuch.
- Kiedyś, dawno temu, znałem taką jedną Victorię Mush. - powiedział w końcu
cichym, lekko zachrypniętym głosem
- Cholera, jestem w twoim wieku, nie mów tak, bo czuję się staro. - fuknął
Axl
- Duff, masz jej zdjęcie? - spytał Slash
Syknąłem, ale ze mnie idiota. Pokręciłem przecząco głową. Izzy nachylił się
w moją stronę.
- Wzrostu Stevena, średniej długości blond włosy, jasna karnacja, trochę
grecka uroda. - wymieniał
Znów pokręciłem głową z lekką ulgą na sercu.
- Raczej twojego wzrostu, długie brązowe włosy, raczej opalona.
Stradlin podszedł do mnie wyraźnie czymś podekscytowany.
- Kobiety cały czas się zmieniają. Włosy mogła zapuścić i pofarbować, może
opaliła się na wakacjach, a to wszystko było tak dawno, że mogła podrosnąć.
- Ej! - oburzył się Steven
- Izzy. - westchnął Slash - Mush to popularne nazwisko. Ale żeby mieć
pewność, musisz podać bardziej uniwersalne informacje.
Gitarzysta myślał chwilę, drapiąc się po głowie.
- Studiuję ekonomię? - zapytał
Uspokoiłem się całkowicie. Izzy sugerował, że Vicky nadal studiuję i w
dodatku coś, czym nie była zainteresowana.
- Nie, skończyła medycynę. - oznajmiłem spokojnie
- Medycynę? - powtórzył, zdziwiony. Znów wyglądał jak po laniu - Moja
Victoria nie lubiła nawet oglądać "Ostrego Dyżuru".
Chłopaki nadstawili uszu.
- Twoja Victoria? - uśmiechnął się Rose
- Nooo... Kiedyś ze sobą chodziliśmy. Strasznie ją kochałem, ale zrozumiałem
to, jak to bywa po zerwaniu. Nie mamy ze sobą żadnego kontaktu.
Trochę było mi żal Izzy'ego. Zawsze wydawał się być niezniszczalny, pewny
siebie, zdobywający wszystko, czego tylko zapragnie. A tu okazało się, że ma
słabość do pewnej Victorii. Axl Rose i on są najbardziej odporni na miłość, w
naszym zespole. Axl sam tak zdecydował, ale Izzy chyba dalej kochał tamtą
Victorię i po prostu nie potrafił się znowu zakochać.
- Czemu w ogóle z nią zrywałeś? - z zadumy wyrwało mnie pytanie Stevena
Izzy westchnął i przetarł dłońmi twarz.
- Wśród swoich wielu zalet miała jedną, poważną wadę: nie rozumiała mojej
miłości do muzyki. - rzekł - Była o nią zazdrosna. Musiałem wybrać ona, albo
zespół. Byłem przekonany, że jeszcze się kiedyś zakocham i zostawiłem ją.
- Czekaj, mówiłeś, że to było dawno temu, a my nie znamy się dłużej niż trzy
lata. - zauważył Slash
- Poznałem ją trochę wcześniej. - mruknął
Serce załomotało mi szybciej.
- Kiedy? - chciałem wiedzieć
Stradlin spojrzał mi w oczy. Wyglądał na niemożliwie zmęczonego człowieka i
w parę sekund postarzał się o kilka lat.
- Dobre, parę lat temu, dokładnie nie... nie pamiętam. - wstał i poszedł do
swojego pokoju, który znajdował się na lewo od telewizora. Po prawej był pokój
Axla. Reszta z nas rezydowała na górze.
- Kurde, niezły jest. - odezwał się Steven - Pamięta imię swojej byłej z tak
dalekiej przeszłości. Ja ledwo pamiętam, co robiłem dziś rano.
- Rzygałeś, ot co. - odparł Slash - Musisz ograniczyć te fast foody do
przyszłego tygodnia, bo nie chcemy, żebyś zaczął rzygać w połowie wywiadu.
- Victoria dobrze gotuje! - krzyknąłem - Kolejny plus!
- A ten dalej swoje. - burknął Axl
Zmierzyłem kumpli poważnym spojrzeniem.
- Mamy dwa wyjścia. - oznajmiłem, śmiertelnie poważnym tonem - Albo jutro
przyjmiecie Vicky, bez złego słowa o niej, albo się wyprowadzę.
- Taa, do jutra znajdziesz sobie jakieś gniazdko. - zadrwił Rudy
Slash syknął na niego, po czym podszedł do mnie i położył mi dłoń na
ramieniu.
- Nigdzie nie idziesz. - powiedział - Zobaczymy, co wyjdzie z tego
zauroczenia.
- Może być niezły ubaw. - zachichotał Steven
Przewróciłem oczami i wyszedłem z salonu. W kuchni odgrzałem sobie
hamburgera i z nim oraz z torbą poszedłem do swojego pokoju na piętrze. Zaraz
przy schodach pokój miał Slash. Naprzeciwko niego swoim królestwem zarządzał
Steven, a obok niego ja. Na końcu korytarza znajdowały się drzwi na bardzo duży
balkon. To tam Rudzielec zabierał czasem dziewczyny, by piękno nocy i miasta,
utwierdziło w nich przekonanie, że Axl jest słodkim romantykiem.
Na samym początku mieszkali tu tylko Slash i Steven, ale szybko pojawiła się
większa potrzeba na czynsz, gdyż tylko wynajmowali dom. Zebrało się nas tylu,
że w końcu kupiliśmy posiadłość. Byliśmy co prawda niezależni finansowo i każdy
z nas mógł mieszkać osobno, jednak za domem mieliśmy własne studio i razem
mieszkając lepiej nam się tworzyło. No i imprezy były lepsze. Jasne, minusów
było wiele. Bałagan, nie równy podział obowiązków i zero prywatności. Wytrzymuję
to, bo kiedyś to się zmieni i na pewno zatęsknię za towarzystwem kumpli.
Mój pokój był dla mnie idealnej wielkości. Dzięki szarym ścianom i
staromodnym żaluzjom zawsze panował tu półmrok. Pod dwoma oknami, naprzeciw
drzwi, stało moje łóżko, ustawione w kącie i po jego jednej stronie stała mała
etażerka. Przy ścianie prostopadłej do tej z oknami stały dwie wąskie szafy.
Ścianę z drzwiami zajmowały płyty CD, wieża oraz mała komoda z telewizorem.
Jedna ściana była prawie naga, więc ustawiłem koło niej bas i krzesło. Kiedy
się wkurwiłem, zamykałem się w pokoju, grałem i patrzyłem się na tą ścianę.
Była wyjątkowa, bo rysunki, które są na niej tworzyłem razem ze wszystkimi
chłopakami. Wyglądała tak:
Idąc dalej. W ścianie z oknami były jeszcze jedne drzwi. Drzwi do łazienki,
którą dzieliłem ze Stevenem. Jeszcze jedną łazienkę na spółkę mieli Axl z
Izzym, na dole. Slashowi się poszczęściło i ma całą łazienkę dla siebie.
Już widziałem dwie rzeczy, które należało zmienić przed przyjazdem Victorii.
Najpierw jednak rozpakowałem się i wziąłem prysznic. Wróciwszy do pokoju
włączyłem muzykę i przesunąłem łóżko tak, by Vicky miała do niego dojście.
Następni udałem się do Stevena, który szczęśliwie siedział u siebie. Slash i
Axl chyba poszli do studia.
- Mogę na chwilę? - spytałem, włożywszy głowę do pokoju kumpla
- Jasne.
Perkusista siedział na łóżku z laptopem* na udach. Stanąłem obok niego.
- Mam taką sprawę, chodzi o łazienkę. - zacząłem i Steve podniósł na mnie
wzrok - Wiesz, Vicky to dziewczyna i pewnie trochę przyborów łazienkowych ze
sobą przywiezie. W łazience jednak nie mamy za dużo miejsca na nowe szafki,
więc muszę coś zrobić z naszymi kosmetykami. Swoje zaraz poprzekładam, ale
swoich też masz tam co nieco.
- Zgarnij je do mojego koszyka z bokserkami. - mruknął blondyn - Jak spotkam
Rudego albo Stradlina to zapytam się, czy nie mógłbym przez jakiś czas
korzystać z ich łazienki.
Uniosłem brwi z pozytywnego zaskoczenia. Takiej szczerości się nie
spodziewałem.
- Steven, nie musisz...
Uniósł dłoń.
- Najpierw niech Victoria się zadomowi, a potem będziemy kombinować. - rzekł
Wytrzeszczyłem na niego oczy. Steven, jak przyznał kilkadziesiąt minut
wcześniej, ma niemałe kłopoty z pamięcią. Ledwo pamiętał imiona swoich
dziewczyn, a tu się okazuje, że pamięta imię mojej.
Adler zaśmiał się z mojej miny.
- Słuchaj, McKagan, wszyscy się cieszymy, że znalazłeś sobie kogoś. Chłopaki
za bardzo ci nie pomogli, ale to pewnie wina szoku. Wiesz, wyjeżdżasz na dwa
dni, do miejsca którego nienawidzisz, a wracasz po tygodniu szczęśliwy jak
fretka po dragach i oświadczasz, że zaraz przyjeżdża twoja dziewczyna, by z
nami zamieszkać. Takie sytuacje rzadko nam się zdarzają. Ale wierzę, że
polubimy Victorię.
- Dzięki, Steven. - poklepałem kumpla po ramieniu. Ten złapał mnie za
nadgarstek i spojrzał w oczy.
- Ma siostrę? - zapytał
Zachichotałem.
- Jedna w sobotę urodziła drugie dziecko, a druga jeździ po Europie jako
zatwardziała feministka. - odpowiedziałem
Steven uśmiechnął się szeroko.
- Uwielbiam takie. A teraz idź sprzątać.
Poszedłem więc do łazienki, była naprawdę nieduża. W jednym kącie stał
prysznic, a w drugim sedes, pod jedną ścianą umywalka, a pod drugą szeroka,
plastikowa szafka. Martwił mnie brak lustra dla Vicky, bo jedno jedyne stało
przy drzwiach wejściowo-wyjściowych. Cóż, załatwię to, później.
Szafka miała trzy poziomy. Na najwyższym mieliśmy ze Stevem przybory do
golenia, dezodoranty i perfumy. Na drugiej i trzeciej mieliśmy ręczniki. Obok
niej stał zielony koszyk na bieliznę Stevena. Strzepnąłem je na bok i w wolne
miejsce postawiłem jego rzeczy. Parę ręczników ucisnąłem na najniższy poziom,
resztę poskładałem na bok na drugim. Wszystkie moje przybory, również
zmieściłem na drugiej półeczce.
Victorii powinna wystarczyć cała jedna półka. No, bo kurde, co ona musiała
tu trzymać? Suszarka, szczotka, a te wszystkie kremiki i inne pierdółki do
makijażu może trzymać u nas w pokoju.
Aaa, właśnie. Miałem zorganizować mebel na jej rzeczy.
Udałem się na strych, gdzie parę miesięcy temu Axl wyniósł dwie komody.
Zabrałem je na dół, umyłem i postawiłem obok gitary.
Część rzeczy wiszących, które udało mi się złożyć, spakowałem do jednej
komody. Vicky na pewno będzie miała jakieś rzeczy do powieszenia i tu też
musiałem jej zrobić miejsce. Cały pokój poodkurzałem i wywietrzyłem. Playboye i
pornosy zaniosłem do Axla, on ma tak satysfakcjonujące życie seksualne, że nie
będzie mi w nich grzebać.
Teraz trzeba było zając się ogółem. Od dawna przerażała mnie lodówka.
Wyrzuciłem więc wszystkie przeterminowane produkty (zostało tylko piwo i
maślanka Izzy'ego). Następnie wyszorowałem wnętrze, umysłem wszystkie szafki i
podłogę.
Salon był najgorszy. Za telewizorem wił się istny gąszcz pajęczyn, pod
meblami rozkładały się chipsy, kawałki pizzy i innych fast foodów, których po
tak długim czasie nie potrafiłem rozpoznać.
Brzydko wyglądały okna bez firanek, ale tu już nic nie mogłem zdziałać. Po
pierwsze, ostatni komplet zasłon porwaliśmy na ostatniej imprezie miesiąc temu
i żadnemu z nas nie śpieszyło się kupić nowych. A po drugie to.. cholera, nie
umiałbym ich powiesić.
Zwinąłem brązowy dywan, na którym stały meble, wypastowałem podłogę i
położyłem dywan z powrotem na miejscu.
Kiedy przesuwałem kanapę z powrotem na miejsce do domu wróciła reszta
zespołu, a Steven i Izzy zleźli na dół.
- Duff, dlaczego śmierdzące worki stoją przy drzwiach? - zapytał Slash
- Zaraz je wyniosę. - obiecałem
Cała czwórka w milczeniu obejrzała salon. Axl nagle napotkał wiadro z mopem,
pisnął i wskoczył Izzy'emu na ręce.
- Cholera, co ty robisz? - spytał gitarzysta, odczepiając Axla od swojej
koszulki
- Sprzątam, żebyście mogli uwierzyć, że w tym domu może mieszkać kobieta. -
odparłem z dumą
Chłopaki wymienili się spojrzeniami. Nie chcąc słuchać kazań, poszedłem
wyrzucić worki ze śmieciami. Kampania podążyła za mną.
- Wysprzątałeś cały dom dla Vicky? - spytał z podziwem, zachwycony Slash
- Nie, tylko mój pokój, kuchnię, salon i trochę łazienkę, czyli miejsca w
których Vicky będzie bywać. Mam nadzieję, że w waszych jej nie zobaczę. - wyrzuciłem
worki do koszy
- Ja dla Lottie, ledwo wstawiłem komody do siebie. - przypomniał sobie Axl
- Właśnie, pożyczyłem je. - wyjaśniłem - Na rzeczy Victorii.
- Ależ one muszą być strasznie zakurzone! - wykrzyknął Rudy i chyba nie ze
złości o komody; wróciliśmy do domu
- No to wziąłem szmatkę i je wytarłem. - odparłem, tonem tłumaczącym
dziecku, w którą stronę odkręca się butelkę
Znaleźliśmy się w kuchni. Chłopaki oglądali pustą lodówkę. Izzy wziął swoją
maślankę, a my po piwie. Spojrzałem na Rudego. Nie wyglądał przyjaźnie.
- Czy ty, aby nie przesadzasz? - zastanawiał się
Musiałem ulotnić się stamtąd jak najszybciej.
- Axl... - złożyłem ręce jak do modlitwy i przytknąłem palcem do nosa - Nie
musisz mi pomagać tak jak Steven, ale przynajmniej mi nie przeszkadzaj.
Wyszedłem z kuchni. Kiedy zamknąłem się w swoim pokoju, zadzwoniła moja komórka.
Z radością zauważyłem, że dzwoni Victoria.
- Hej. - przywitałem się
- Cześć, dobrze cię znowu usłyszeć. - powiedziała
- I nawzajem. Wszystko jest już gotowe na twój przyjazd. Chłopaki już nie
mogą się doczekać, a u siebie przygotowałem dla ciebie miejsce.
Wiedziałem, że w tym momencie uśmiecha się, w wyjątkowy dla siebie sposób.
- Jesteś kochany. Ja już się spakowałam. Wyjadę jutro rano, postaram się być
koło południa.
- Świetnie, już nie mogę się doczekać. - i już miałem się pożegnać, ale
przypomniała mi się rozmowa z Izzym - Vicky, bo ja chciałem się spytać.. Jak
miał na imię twój były?
- Jordan. Ale czemu pytasz? Coś się stało?
Uspokoiłem się. Izzy ma na imię Jeff.
- No, bo widzisz. Kojarzysz Izzy'ego Stradlina?
- To wasz rytmiczny? A owszem.
- No, bo jak dzisiaj rozmawialiśmy o tobie, to jemu przypomniało się, że
kiedyś znał jakąś Victorię Mush. - brak nagłego zapowietrzenia się to również
dobry znak - Wprawdzie po porównaniu ciebie z tamtą wyszły różnice, ale
wolałbym od ciebie usłyszeć, że nie znasz Izzy'ego.
O tym, że byli razem nie wspomniałem. Dostałbym zawału, gdyby okazało się,
że Izzy był pierwszym facetem Vicky.
- Nie, Duff. Musiało mu się coś pomylić. - odparła zupełnie spokojnie -
Nigdy go nie spotkałam.
Moje serce i oddech wróciły do normalnego rytmu.
- Okay, to zadzwoń jutro... Pa
- No, pa.
Wyznanie miłości czy jakiekolwiek bardziej romantyczne zakończenie cisnęło
mi się na usta, ale ręce trzeźwo zakończyły połączenie, zanim pijane usta coś palnęły.
_____________________________________________________________________________
* - wspominałam o tym, że opowiadanie dzieje się w naszych czasach, ale GnR jest jeszcze piękne i młode?