Na początku chciałabym podziękować za prawie 300 wejść na mojego bloga i za
wszystkie komentarze, motywujące mnie do dalszego pisania. Wiem, że rozdziały są
krótkie i mało się dzieje, ale obiecuję, że nadrobię akcję w kolejnych
odcinkach.
Ps. Jakoś tak zrobiło mi się gorąco, jak wyobraziłam sobie nagiego Duffa pod
prysznicem. ;3
/Vampire
____________________________________________________________________________________
To już zbiło mnie i z tropu, a nawet troszeczkę przeraziło.
Victoria była jak człowiek przyzwyczajony do kurczaka, kiedy nagle kurczak
dostał skrzydeł i odleciał, ów człowiek stał się odtąd wegetarianinem, a teraz
zastanawia się czy nie spróbować wołowiny.
- Kiedy zaczęliście się spotykać? - spytałem, patrząc się przed siebie.
- Ja miałam czternaście, a on prawie siedemnaście. Imponował mi swoją
dorosłością. Nie lubiłam chłopców w swoim wieku, byli strasznie dziecinni i
niedojrzali. Chociaż sam lubił pić i imprezować, mi nigdy alkoholu nie
proponował. Nie zdradzał mnie, nie bił, szanował mnie i dobrze traktował.
Dobrze nam było razem.
- Więc czemu się rozstaliście? - spytałem przyciszonym głosem
Dziewczyna spojrzała w dół. Czułem, że to wciąż trudny dla niej temat.
- Ni z tego, ni z owego, stwierdził, że chce zrobić karierę. - powiedziała -
Sprawy między nami zrobiły się poważne. Postawił mi ultimatum. Albo rzucam
swoje plany i wyjadę z nim, albo mnie rzuci. Nie mogłam pozwolić, by dalej mnie
zwodził.
Vicky spojrzała na mnie. Zaciskała wargi, a w oczach miała łzy (albo
błyszczał w nich księżyc). Byłem nieprzydatny w takich sytuacjach, a na dodatek
nie znałem Victorii na tyle dobrze, żeby powiedzieć to co naprawdę myślałem.
Zawiał zimniejszy wiatr. Zobaczyłem gęsią skórkę na ramionach dziewczyny.
- Zimno ci? - spytałem
- Trochę.
-To...może już wrócimy? - zaproponowałem - Chętnie bym jeszcze z tobą
posiedział, ale nie chce żebyś się przeze mnie przeziębiła.
Victoria tylko się uśmiechnęła.
- Od jednego zimnego powiewu się nie rozchoruję.
- Wolę nie ryzykować. - wyszczerzyłem zęby w uśmiechu a'la Adler.
Brunetka zachichotała. Wstałem i wyciągnąłem do niej rękę, aby pomóc jej
wstać.
Ruszyliśmy wolnym krokiem w stronę dróżki.
- Jak jest w Los Angeles? - spytała po chwili
- Wiesz, dla mnie to jest raj. - uśmiechnąłem się na samą myśl o imprezach,
panienkach i kumplach z zespołu. - Nie wyobrażam sobie mieszkania gdzie
indziej. W LA dużo się dzieje i jest w czym wybierać.
- spojrzałem na Victorię - Jak będziesz to zapraszam do siebie. - mrugnąłem
Dziewczyna zachichotała, lecz zaraz z powrotem spoważniała.
- Boję się metropolii, ale jeśli będę miała Ciebie za przewodnika to może
zaryzykuję. - odparła
Patrzyłem na nią tak długo dopóki ona nie spojrzała na mnie. Wtedy odwróciłem
wzrok.
- Kiedy wracasz do San Diego? - spytałem
- Jakoś pod koniec tygodnia, czekam na powrót siostry i szwagra. A ty? Kiedy
wracasz?
- Jutro rano wyjeżdżam.
Z trudem wyregulowałem poziom smutku w głosie. Teraz siedzenie w Seattle
miało sens. Victoria była warta spędzenia kilku dni bez chłopaków, krzywda im
się nie stanie jak trochę mnie nie będzie. Zresztą nie jestem pewien, czy każdy
z nich wie o moim wyjeździe.
- Och - wyrwało się jej - tak szybko? Myślałam...
Urwała, spuszczając głowę w dół. Czekałem na jakieś słowa, które rozpalą we
mnie nadzieję, więc wpatrywałem się w dziewczynę nic nie mówiąc.
Vicky w dalszym ciągu nic nie mówiła.
- Zostałbym dłużej, ale ty musisz opiekować się dziećmi siostry. -
zauważyłem
Victoria przystanęła, patrząc na mnie z niepewną miną.
- Mogę je zabrać na plac zabaw. One zajmą się sobą, a my moglibyśmy ze sobą
pogadać.
Zagryzłem policzki od środka, żeby nie uśmiechać się jak Popcorn po nowej
dostawie trawki. Jednak nie szło mi to najlepiej.
- W takim razie, zostanę jeszcze kilka dni. - odparłem
Albo mi się przywidziało, albo Vicky ulżyło. Bałem się myśleć, że cieszy się
z powodu spotkania ze mną czy w ogóle kimś innym niż dzieci jej siostry.
Podjęliśmy marsz do domu. Rozmawialiśmy, aż do dojścia do głównej ulicy.
Wtedy znów przystanąłem i spojrzałem na Victorię.
- Daleko mieszkasz? - spytałem
- Ulicę dalej.
Zagryzłem dolną wargę.
- Może cię odprowadzić? - zaproponowałem - Seattle po zmroku nie jest
bezpieczną mieściną.
Victoria uśmiechnęła się. To był jeden z jej najśliczniejszych uśmiechów,
połączony ze specjalnymi znakami na twarzy.
- Dzięki za troskę, ale mam samochód. - powiedziała zerkając na szarego
Seata, stojącego kilka stóp od nas.
- Uhm.. No, to.. dobranoc. - pożegnałem
Victoria odmachała mi i oddaliła się do wozu, a ja do domu. Skupiłem całą
uwagę na tym, żeby się nie odwrócić. To zawsze miało fatalne skutki. Gdyby Vic
nie odwróciła się w tym samym momencie co ja, pewnie uznałbym, że nie jest mną
zainteresowana. Gdybym jednak zauważył, że na mnie patrzy ubzdurałbym sobie nie
wiadomo co, a potem by to bolało.
Wchodząc na werandę, dalej nie słyszałem dźwięku silnika samochodu Victorii.
Zamknąłem oczy i stanąłem naprzeciwko drzwi. Wewnątrz mnie walczyły dwa
chochliki, oba chciały mnie skrzywdzić.
Czym prędzej wszedłem do domu. Rodzice siedzieli w salonie, oglądając jakiś
western.
- Gdzie byłeś? - spytała ojciec
- Na spacerze.
Już ruszyłem w stronę schodów, gdy zatrzymał mnie głos mamy.
- Byłeś z Victorią Mush?
- Mamo... - jęknąłem i szybko przeskakiwałem stopnie
Gdybym powiedział prawdę, od razu zaczęłaby myśleć nie wiadomo co. Potem
powiedziałaby swoim koleżankom, a te puściłyby plotki bez pokrycia. W naszym
mieście szybko by się rozeszło, więc do mnie i Vicky też, by dodarło. Nie chce
żeby dziewczyna miała potem do mnie żal. Ehh, tutaj trzeba ze wszystkim uważać.
Zawsze uważałem się za kolesia, który lubi dziewczyny głównie ze względu na
przyjemność. Tak też traktują je chłopaki z zespołu. Nie jesteśmy jakimiś
zatwardziałymi dupkami, ale nie wiążemy się z kimś na dłużej.
Jedynie Axl miał jakąś poważniejszą dziewczynę, ale o tym będzie później. W
liczbie lasek od powstania zespołu wygrywa, o dziwo, Steven. Duże powodzenie ma
naturalnie Axl. Slash i ja potrafimy być stali w uczuciach, więc ja nie mam
najgorzej. A co z Izzym? Zawsze ciekawiło mnie jego życie osobiste. Lubię go za
fajny charakter. Z nas wszystkich chyba najlepiej traktuje dziewczyny, jednak
nigdy nie widziałem go dwa razy z tą samą.
Nie mam szczęścia do kobiet do dłuższego związku, cholera. Chłopaki
zarzucają mi, że to z powodu mojego myślenia. Zamiast działać, tylko myślę. A
zanim zdecyduję na jakiś krok, jakiś koleś zgarnia mi z przed nosa laskę. Na
dzisiejszym grillu nie miałem żadnej konkurencji. Ale co będzie jak stąd
wyjadę? Przecież kiedyś muszę wrócić do Los Angeles, a Victoria do San Diego?
Chyba, że zrobię coś czym zaistnieje w oczach Vicky, na tyle, by to ona nie
chciała mnie zostawiać? Tylko co ja zdołam wymyślić z moim marnym mózgiem?
Początkowo zastanawiałem się nad zadzwonieniem do chłopaków, ale szybko
odrzuciłem ten pomysł. Żaden z nich nie umawiałby się z dziewczyną taką jak
Victoria, więc nic by mi nie poradzili, co mogłoby mi pomóc.
Rozebrałem się i wskoczyłem pod prysznic. Chłodny strumień wody orzeźwiająco
na mnie wpłynął. Myjąc swoje ciało dalej myślałem o Victorii i o tym co mogę
jutro zrobić. Jeszcze żadna nie działa na mnie tak jak Victoria. Jest seksowna,
ale nie w ten sposób, że chcę ją zaliczyć i tyle. Nie. Chciałbym ją mieć całą,
tylko dla siebie. Móc ją kochać, ale też, żeby ona kochała mnie.
Wyszedłem z pod prysznica, wysuszyłem włosy, a na tyłek naciągnąłem czyste,
szare bokserki.
Wraz z moimi przemyśleniami położyłem się spać.